Piotr Marek Blog

Archiwalny blog Piotra Marka zawierający wpisy sprzed kilku po powrocie do działalności.

Wyszukiwarka

czwartek, 31 stycznia 2013

Niemiecka muzyka wojskowa

         Ludzie preferują różne typy muzyki. Ja najbardziej lubię dwa gatunki: klasyczną (Wolfgang A. Mozart, Joseph Haydn, Ludwig van Beethoven, Richard Wagner) oraz wojskową (Panzerlied, British Grenadiers). Ta druga jest rozumiana jako typowo żołnierska (układana na froncie przez walczących), jak i komponowana specjalnie (przez mistrzów artystycznego rzemiosła). Za najlepszą w swojej klasie uznaję niemiecką muzykę wojskową. Cechuje ją dynamika, prostota tekstu, pogoda ducha, nastawianie na zwycięstwo. Wiele z nich jest jednak bardzo trudnych do śpiewania dla laików i początkujących. Wynika to z obecności licznych przejść oraz niespodziewanych skoków rytmu.
         Z wykształcenia, ani de facto z zamiłowania, nie jestem muzykiem, więc nie wdaję się w szczegóły. Postaram się krótko scharakteryzować dlaczego właśnie niemiecka muzyka wojskowa najbardziej przypada mi do gustu. Odpowiem też dlaczego polska muzyka wojskowa nie jest moją ulubioną.
         Zacznę od drugiego. Muzyka wojskowa dla mnie ma być historią wojskową. Opowiadać o czynach żołnierza, gloryfikować jego sukcesy, dawać poczucie dumy ze służby w armii własnego kraju. W polskiej muzyce niestety tego nie ma. Zazwyczaj bohater najpierw „dostaje kosza od swojej laski”, następnie w uniesieniu miłosnego zawodu zaciąga się do służby, po czym ginie. Pieśń taka jest pesymistyczna, nie podnosi morale, a perspektywa śmierci dobra jest jedynie dla szalonego romantyka. Brak w takiej pieśni odwołania do dobra państwa, radości ze służby we własnej formacji, lojalności wobec legalnej władzy, nadziei na zwycięstwo. Jasieńko „dostający kosza” i „padający pod jarem” niestety nie jest dobry dla żołnierzy, których zadaniem jest pokonać nieprzyjaciela. Jest dobry dla sfrustrowanego romantyka, a nie dla realisty. Pieśń wojskowa ma być wojskowa, więc ma nie być tragicznym romansem. Chcę zwyciężać dla dobra kraju, a nie ginąć w porywie miłosnego zawodu!
         Wojskowa muzyka niemiecka nie zawiera wątków nieszczęśliwej miłości. Bohater jej ostatecznie nie ginie, lecz raduje się ze zwycięstwa. Niemiecką muzykę wojskową cechuje dynamika. Utwór jest żywy, szybki, nastawiony na uniesienie słuchacza. Opowiada nie tyle o jakiejś konkretnej historii pojedynczego żołnierza, ale o pozytywnych emocjach jakie towarzyszą wszystkim w chwili służby oraz walki. Muzyka taka podnosi morale, oraz zachęca do zwyciężania. To jest właściwy cel żołnierza! Nie ginąć, ale zwyciężać! Szczególnie pozytywne emocje odczuwam po moim ulubionym marszu Panzerlied. To pieśni czołgistów „Panzerwaffe”. Utwór ten słucham zarówno wtedy, gdy odczuwam potrzebę podniesienia na duchu, jak i wtedy, gdy chcę uczcić swoje sukcesy melodią zwycięzców najlepszych w swojej klasie (niemieccy pancerniacy to taki sam gwarant jakości jak polscy kawalerzyści czy brytyjscy marynarze swego czasu). Tematyka niemieckiego marszu dotyczy pozytywnych uczuć wynikających z wojaczki. Zawiera również element lojalności wobec własnego państwa, miłości do osoby władcy lub przywódcy, gloryfikuje tradycyjne wartości każdego europejskiego państwa. Jej bohaterowie idą w bój jako zwycięzcy. Idą w bój jako najlepsi żołnierze. Idą w bój jako ci, dla których walka jest kluczem do zwycięstwa. Idą w bój by radować się z sukcesu własnego kraju. Celem ich jest pomyślne życie we własnej ojczyźnie. Taka powinna być pieśń wojskowa. Nie dziwi mnie, że Niemcy są od Polski silniejsi. Nie czyni Niemców silniejszymi większa populacja, większe terytorium, bardziej rozwinięta gospodarka. Czyni ich takimi rozsądne podejście do polityki, realizm, prawidłowe podejście do wojny, rozsądniejsze podejście do życia. Gdy osiągniemy taki sam stan ducha jak Niemcy, będziemy tak samo silni, jak oni. A Niemcy cenią siłę. Gdy zobaczą, że Polska tak samo silna jak oni, inaczej będą z nami rozmawiać!
         Przeciwnicy Panzerlied mogą zarzucać, iż śpiewali ją czołgiści puszczający ludność Warszawy przed „Tygrysy”. Po pierwsze „Tygrysy” (Panzerkampfwagen VI „Tiger”) to były czołgi ciężkie, których Niemcy nie puszczali byle gdzie (bo nie mieli ich zbyt wiele). Po drugie taktyka niemiecka miała na celu ograniczenie ilości ofiar własnych, kosztem ludności cywilnej nieprzyjaciela. Fakt, że ci czołgiści walczyli przeciwko nam, wynika głównie z prozachodniej polityki władz sanacyjnych, dla których opinia Londynu i Paryża była ważniejsza dobro Polski i kontynentu. Jeszcze  bodajże do 1939 roku Adolf Hitler nie wykluczał wspólnego wariantu ataku ZSRR z Polską i Japonią w sojuszu. Dlaczego nie skorzystano z tej szansy? To już inna historia. Faktem jest, że z jednej strony niemiecka taktyka może wydawać się straszna. Oto bezbronni ludzie puszczani przed gąsienice 57-tonowych potworów. Jednakże z drugiej strony ci sami ludzie nie widzą nic złego w bombardowaniu z wysokości 2 kilometrów jeszcze bardziej bezbronnych żołnierzy w koszarach! Czyż cywil z kamieniem nie ma większych szans w starciu z czołgiem (zatkanie wylotu lufy), niż żołnierz z karabinem wobec bombowca na wysokim pułapie? Oczywiście, że większe szanse ma ten pierwszy! Taktyka niemiecka, stosowana de facto przez wiele innych armii, miała na celu zwiększenie bezpieczeństwa własnych jednostek kosztem obcej ludności. Stosowano ją nie tylko w Polsce, ale też i we Francji, oraz ZSRR. Sowieci również ją praktykowali. To taktyka kogoś, dla kogo życie żołnierza jest cenniejsze od przypadkowego cywila, to taktyka kogoś, dla kogo życie własnego rodaka jest cenniejsze od życia obcego. Życie, za życie. Nic szokującego dla dowódcy. Nie chciałbym służyć w formacji, dla której życie cywilnej dziwki czy pijaka jest cenniejsze od mojego, żołnierskiego. Jeżeli taki jest teraz standard NATO, to ja się z niego wypisuję! Wstąpię do Specnaz, jak kiedyś, uczynił Leon Degrelle,walcząc w Waffen-SS.

Pozdrawiam,
Piotr Marek