Piotr Marek Blog

Archiwalny blog Piotra Marka zawierający wpisy sprzed kilku po powrocie do działalności.

Wyszukiwarka

sobota, 9 maja 2020

Różnica między podejściem wolnościowym a liberalnym

Różnica między podejściem wolnościowym (prawicowym), a liberalnym (raczej lewicowym).

Na początku XXI wieku można było zaobserwować w Polsce polityczny „zwrot w prawą stronę” młodego pokolenia. Były to lata powolnego budowania się duopolu politycznego Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Młodzi patrioci tamtych lat swoje nadzieje pokładali głównie w organizacjach narodowych, monarchistycznych i wolnościowych. Ideowa prawica miała swoją reprezentację w parlamencie i samorządach dzięki silnej pozycji Ligi Polskich Rodzin. W tym okresie główną rolę na prawicy odgrywał przede wszystkim Roman Giertych. Dzięki prawicowej tendencji dużą popularnością cieszyły się w tamtym okresie takie portale jak: „Prawy.pl”, „ProPolonia”, ,,Prawica.net”, narodowy portal „Nacjonalizm.org” czy konserwatywny (monarchistyczny) „Konserwatyzm.pl”. Były to także czasy popularności kontrowersyjnej strony „Polonica.net”, ale to już inna historia. Janusz Korwin-Mikke regularnie wygrywał konkursy na najpopularniejszy blog. Z kolei pośród polityków parlamentarnych ideowej prawicy przodował jako bloger Wojciech Wierzejski. Osobiście także sam publikowałem własne artykuły czy felietony w tamtym czasie, do czego znowu powoli wracam.
Wspomniane witryny skupiały narodowców, konserwatystów, oraz przedstawicieli środowisk wolnościowych. Portale te zajmowały się działalnością formacyjną, a publikujący na nich felietoniści często prowadzili między sobą zażarte nawet polemiki. Niemniej jednak ostra wymiana zdań nie kończyła współpracy między stronami – wręcz przeciwnie – dzięki niej można było lepiej się poznać. W kwestiach ekonomicznych wolnościowe stanowisko cechowało środowisko polskich monarchistów. W odróżnieniu od typowego środowiska „konserwatywno-liberalnego”, akcent monarchistów zawsze był nastawiony na ustrój polityczny oraz wartości moralne omawiane na równi obok zagadnień ekonomicznych. Konserwatywni liberałowie natomiast podchodzili do spraw społecznych bardziej materialistycznie i wysuwali zawsze na pierwszy plan swojej dyskusji poglądy na gospodarkę i swobody obywatelskie. Tematy moralne oraz geopolityka były zawsze u nich na drugim planie. To jest błędne rozumowanie, bo nawet najbogatsze społeczeństwo, bez przemyślanej geopolityki, padnie szybko łupem państw ambitnych o słabszej gospodarce, ale o silniejszym potencjale militarnym. Monarchiści nigdy jednak nie byli orędownikami socjalizmu i surowych państwowych regulacji – wręcz przeciwnie – historycznie byli pierwszymi obrońcami własności czy wolności. To pod panowaniem Habsburgów przecież swoje początki miała słynna „ekonomiczna szkoła austriacka”. W Polsce początków XXI wieku istniała polityczna symbioza pomiędzy wolnościowymi partiami „korwinistycznymi” a organizacjami monarchistycznymi. Członkiem Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego został były euro-poseł Kongresu Nowej Prawicy – Michał Marusik. Perypetie polityczne jakie miał w tym czasie Janusz Korwin-Mikke były omawiane przed polskich monarchistów. Taka symbioza była wtedy czymś naturalnym pomimo tego, iż monarchista, w odróżnieniu od „korwinisty”, widzi prawicę znacznie szerzej niż tylko w materialistycznych kwestiach „podatków, ubezpieczeń i marihuany”. Wszyscy wolnościowcy, konserwatywni liberałowie oraz monarchiści potrafili działać wspólnie w ramach KZM i KNP. Nikt nie myślał nikogo eliminować z szeregów organizacji tylko dlatego, że preferował inne nastawienie akcentów w spojrzeniu na prawicowość, niż reszta członków klubu lub partii. Konieczne jest obecnie przywrócenie tej dobrej symbiozy w ramach łączenia się ideowej prawicy w jeden silny nurt polityczny. W przeciwnym wypadku polska patriotyczna prawica ideowa znowu zostanie rozbita i osłabiona.
Przechodząc do głównego tematu tego felietonu formacyjnego warto podkreślić, iż prawicowa idea „wolnościowa” jest odmienna od centrolewicowej ideologii „liberalnej”. Dla prawicowego „wolnościowca” podstawowa dewiza to tak, iż „jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna u kogoś innego”. Każdy prawicowy „wolnościowiec”, używając własnego rozumu oraz wolnej woli, stara się dobierać jak najlepsze rozwiązanie w obrębie obowiązujących zasad moralnych. Taki człowiek zawsze będzie popierać prawo do życia nienarodzonych, szanować nietykalność własności, sprzeciwiać się prawu ograniczającemu naturalną egzystencję czy szanować godność drugiej osoby tak, jak własną. Podstawą niepodważalną każdego „prawicowca” jest wielowiekowa tradycja z jakiej się wywodzi. Idea wolnościowa istniała niemalże od początku kształtowania się zbiorowości ludzkich. Pierwsze prawa były kształtowane głównie w myśl zasady „co nie zabronione, to dozwolone”. Prawa takie były w gruncie rzeczy czystym spisem przewinień i kar za nie przewidzianych. Egzekwowano je konsekwentnie bez wyjątków. W obecnych demokracjach ta zasada została niestety zachwiana, a prawo stało się spisem wymuszonych absurdów ograniczającym naturalne ludzkie potrzeby niekrzywdzące innych.
Typowy „liberał” z kolei często z góry nakreśla jakieś konkretne „wolnościowe rozwiązanie”, a wszystkie inne opcje każe odrzucać z góry jako „państwową represję” tudzież tzw. (w jego oczach) „socjalizm”. Problem takiego rozumowania polega na tym, że pewna rzecz będąca „wolnością” jest dla jednego, może okazać się zamachem na nią u drugiego. W ten sposób „liberał” przestaje być „protektorem wolności”, a staje się amatorem własnych zachcianek w myśl dekadenckiego „róbta co chceta”. Posłużę się znanym mi z życia przykładem. Liberalne buntowanie się przeciwko „ograniczeniu prędkości na drodze” może skrzywdzić innych uczestników ruchu, którzy przez nieznajomość terenu, lub chwilowe niedomaganie własnego sprzętu, preferują, używając własnego rozumu, mniejszą prędkość. Nie dla każdego więc „wolnościowa jazda” to „szybka jazda”. Zdrowy rozsądek nakazuje poruszać się wolniej komuś, kto nie na dobrze danego terenu, a inni powinni jego wolność do jazdy z mniejszą prędkością uszanować. Prawicowi „wolnościowcy” to szanują, „liberałowie” natomiast mają z tym problem. Preferencje dotyczące prędkości to typowy przykład sytuacji spornej, w której nie ma jednego „wolnościowego” rozwiązania. Liberałowie, niczym dawniej komuniści, doktrynalnie narzucają z góry coś jako „wolnościowe”, podczas gdy prawicowi konserwatyści swój wolny wybór opierają na samodzielnym myśleniu. W sytuacji spornej należy bowiem wybierać „najlepsze rozwiązanie z możliwych”. To jest właśnie prawdziwe podejście „wolnościowe”, a nie narzucanie z góry jakiś, nie do końca rozsądnych, zachowań.
Pozbawiona ograniczeń moralnych, źle ujęta „wolność” stawiana ponad tradycję, etykę chrześcijańska czy prawo do życia jest typowa dla liberalizmu. Z ogromnym niezrozumieniem spotyka się często, stosowana przez konserwatystów, krytyka światopoglądu liberalnego, który na pierwszy plan dyskusji o społeczeństwie wysuwa postulaty „konsumpcyjne” nad „moralnymi”. Zabieg ten jest dla liberałów opłacalny, bowiem przedstawianie siebie jako „turbo-obrońców przed podatkowym terrorem systemu” zasłania ich upadłe moralnie postępowanie i lewicowe poglądy obyczajowe. Wolnorynkowy ruch polityczny, propagujący rozwiązłość i ruinę moralną, ma niewiele wspólnego z „prawicą”. Liberałowie są tego świadomi, dlatego celowo stosują zabieg sprowadzenia całej dyskusji o „prawicowości i lewicowości” jedynie do sfery ekonomicznej. W przeciwnym wypadku straciliby jakiekolwiek poparcie społeczne, bo ekonomicznie nie byliby atrakcyjni dla lewicy, zaś moralnie dla prawicy. Gdyby prawda o nich wyszła na jaw, byliby skończeni...
Przedstawiciele konserwatywnego-liberalizmu oburzają się na monarchistów za to, że tamci sprzeciwiają się sprowadzaniu „prawicy” do „zwolenników wolnego rynku”. Wolny rynek nie jest istotą prawicowości, ale właśnie liberalizmu. Wolność w gospodarce cechowała nurty prawicowe, ale nie ona nigdy czynnikiem o tym decydującym. W ocenie jednostki jako „prawicowej” lub „lewicowej” liczyła się przede wszystkim sprawa ustroju politycznego. W dalszej kolejności istotne były takie sprawy jak: obyczajowość, moralność, struktura społeczna i podejście do hierarchii. Dopiero w późniejszym okresie funkcjonowania podziału sceny politycznej, utożsamiono „prawicę” z wolnością gospodarczą, zaś „lewicę” z socjalizmem oraz większą ingerencją prawa w sprawy ludzkiej egzystencji. Nie sugeruję przez to, że gospodarka czy prawo są nie ważne, ale podkreślam, iż w tej sprawie nie są pierwszorzędnymi czynnikami decyzyjnymi. Osobiście, jak na konserwatystę przystało, opowiadam się za wolnością, a nie opresyjnymi regulacjami.
Termin „prawicy” i „lewicy” wziął się ze Stanów Generalnych poprzedzających wybuch rewolucji we Francji w XVIII wieku. Po „prawej stronie” Francji, zasiedli zwolennicy monarchii i porządku chrześcijańskiego, których potem określono jako „prawica”. Z kolei po „lewej stronie”, zasiedli zwolennicy republiki oraz porządku rewolucyjnego, których potem określono jako „lewica”. Pierwotnymi wartościami „prawicowymi” są więc: monarchizm, hierarchia społeczna, tradycja chrześcijańska oraz przywiązanie do dziedzictwa cywilizacyjnego. Poglądy na gospodarkę nie były rozpatrywane przy kształtowaniu się tamtego podziału.
Liberalizm wywodzi się z kultury anglosaskiej czasów oświecenia. Jest to ideologia „naturalna” dla tradycji angloamerykańskich, ale dla krajów Starego Kontynentu jest dość rewolucyjna. Owszem, jeśli jakiś prąd liberalny zwróci się w stronę konserwatywną, to można jak najbardziej zakwalifikować go jako „prawicowy”. Niemniej jednak to konserwatyzm, a nie liberalizm, czyni ów nurt „prawicowym”. Podstawą liberalizmu jest głoszenie kultu niemalże całkowitej swobody jednostki. W formie umiarkowanej owa swoboda jest w różnym stopniu ograniczona, choćby normami wynikającymi z obyczajowości czy religii. W wersji radykalnej natomiast, swoboda jednostki stoi ponad jakimikolwiek ograniczeniami. Trzeba jednak przyznać, że klasyczni liberałowie, mocno akcentowali prawo własności oraz zwalczali regulacje blokujące możliwość działania jednostki. To było „mocno prawicowe” z ich strony. Nie można jednak całego liberalizmu zaliczyć do typowej „ideowej prawicy”. Skrajna forma liberalizmu, przedstawiona powyżej, jest prądem typowo lewicowym, natomiast kierunek umiarkowany można określić jako centrowy (z możliwością odchylenia w prawo lub w lewo).
Dodatkowo zauważyć można, iż niektórzy politycy prawicy zbytnio przeceniają siłę „portalów społecznościowych”. Działalność na nich nie jest w praktyce decydująca o końcowym wyniku wyborów, więc nie można pokładać w nich całej swojej nadziei. Ilość „polubień” nie da nikomu zwycięstwa, a wielu wybiera tę opcję do szpiegowania. Wie to każdy, kto ma już kilka wyborów powszechnych za sobą. Komiczna jest też postawa histerii wobec postów i komentarzy z polemiką. Skrytykowanie kogoś, pod jego własnym postem, jest pojmowanie przez niektórych, jako „ostateczne rozwiązanie współpracy”. Jeżeli ktoś zwraca komuś uwagę, to ma na celu nakierowanie tej osoby na właściwą stronę. Zrywanie kontaktów „za komentarz pod postem” jest dla doświadczonych działaczy po prostu niepoważne. Konserwatyści „starszej daty” często stosują taką polemikę, po zakończeniu której nikomu nie przychodzi do głowy obrażać się na kogokolwiek. Konstruktywna krytyka nie ma na celu zdyskredytować stronę przeciwną, ale nakierować ją na właściwą ścieżkę. Merytoryczna krytyka nigdy nie powinna prowadzić do „końca współpracy” – wręcz przeciwnie – do jeszcze silniejszego jej umocnienia. Rozumiem brak zaufania do człowieka, który od początku za plecami spiskuje przeciwko komuś. Jednakże jak osoba przyjazna zwraca komuś wagę, to obrażanie się na nią może spowodować jej niechęć. W ten sposób „z przyjaciela” możemy sobie zrobić „wroga”. Mimo zatargów musimy sobie wybaczać. Sama polemika pisana na portalu politycznym ma „większą wagę” niż zwykły post na Facebook. Portale społecznościowe nie powstały do prowadzenia na nich polityki. Głównie są przeglądane tylko przez zalogowanych użytkowników. Po wprowadzeniu ograniczeń posty są prawie niewidoczne z zewnątrz. Wpływ postów na masowe kształtowanie opinii publicznej jest niewielki. Owszem, dla indywidualnej potrzeby warto poinformować „swoich znajomych” (z portalu) o własnej aktywności jako publicysta czy kandydat. Wybory jednak nadal wygrywa się przez kontakt z „żywymi ludźmi”, którzy często nie wiedzą, co to „Twitter” czy „Facebook”. O wygranej zawsze decydować będzie przede wszystkim agitacja między prawdziwymi ludźmi, a nie pomiędzy, często fikcyjnymi, profilami. Dominacja w sieci jest ważna, ale nie jest wystarczająca, aby wygrać.
Liczni „działacze wolnościowi” podpierają się najbardziej znanymi postaciami ich ruchu takimi jak: Janusz Korwin-Mikke, Stanisław Michalkiewicz, Sławomir Menzen czy Wojciech Cejrowski. Niestety wielu z nich przyjmuje w praktyce postawę zgoła odmienną ich „autorytetów”. Chcą być „bardziej ideowi od ich liderów”. Nakreślają samozwańczo jakieś „jedynie słuszne, wolnościowe stanowiska”, podczas gdy ich „autorytety” mogłyby nie podzielać entuzjazmu dla takiej postawy. Jest wiele niejednoznacznych kwestii spornych, wobec których nie da się nakreślić „jedynego prawicowego stanowiska wolnościowego”. Pierwsza z nich to choćby uniwersalny środek płatniczy. Może być nim zarówno złoto, srebro, bite monety lub diamenty. Nie można nakreślić tutaj „jedynego stanowiska wolnościowego”. Druga kwestia jest społeczna. Dotyczy oczywiście narkotyków. Jest to temat mało istotny dla polskich warunków, bowiem grono zainteresowanych nim jest niewielkie i zazwyczaj lewicowe moralnie. Niemniej jednak wielu samozwańczych „turboprawicowych wolnościowców” lubi go poruszać. Z jednej strony penalizacja narkotyków będzie sprzyjać rozwojowi mafii. Z drugiej strony, rozpowszechnianie pośród społeczeństwa niepopularnej używki może wygenerować rzesze narkomanów. W ten sposób „wolnych ludzi uczynimy niewolnikami używki”, i to o ironio, „w imię wolności”. W tym przypadku ocieramy się o chrześcijański dylemat moralny o tym, czy możemy „do grzechu przyzwalać”. Oczywiście, że nie możemy, ale czy bardziej przysłużymy się dobru zakazując narkotyków, czy na nie zezwalając? Na ten temat można toczyć ciężkie boje, a obie strony sporu mogą tygodniami wzajemnie wyzywać się od „socjalistów” lub „lewaków”. Nie można więc wszędzie znaleźć „jedynej słusznej wolnościowej” linii, gdyż wszystkie rozważone przez nas opcje mają swoje „prawicowe za i przeciw”.
Piotr Marek i Sławomir Menzen w mieście Lublin
Dnia 8 marca 2019 roku miało miejsce w Lublinie spotkanie  ze Sławomirem Menzenem, wiceprezesem partii KORWiN. Po nim miałem okazję krótko z nim porozmawiać oraz zrobić sobie okolicznościowe zdjęcie. Podczas konwersacji Sławomir Menzen zawsze powtarzał, że „szanuje moją opinię” (na nieoczywisty temat sporny), a co za tym idzie, „szanuje opinię każdego” (w podobnej, niejednoznacznej kwestii). Poruszony przeze mnie temat dotyczył złota, jako najbardziej uniwersalnego środka płatniczego, ale to nie ważne. Jeden z liderów „największej wolnościowej partii w Polsce” pokazał na swoim przykładzie jak ma rzeczywiście wyglądać „podejście wolnościowe”. Zaprezentował na moich oczach modelowe poszanowanie zdania innej osoby w niejednoznacznej kwestii spornej. Obydwaj mogliśmy się mylić, lub też jeden z nas mógł mieć rację, niemniej jednak ślepy „upór na swoim” mógłby doprowadzić do wybrania błędnego rozwiązania. Gdy wszystkie rozwiązania danej kwestii, mają swoje dobre i złe strony, nie ma sensu lansować któregoś z nich jako „jedynego słusznego”. Prawicowe spojrzenie na wolność nakazuje rozpatrzenie wszystkich opcji celem wyłowienia tego, które w danej chwili przyniesie najwięcej dobrych owoców.    
Wracając z kolei do wstępu warto wspomnieć także rok 2015. To był czas swoistego „apogeum niezadowolenia” młodego elektoratu. W wyborach na Prezydenta Polski tamtego roku stanęli do walki liczni kandydaci antysystemowi. Z perspektywy czasu dzisiaj najmocniej cenię Jacka Wilka (dla mnie najlepszy poseł VIII kadencji sejmu), na którego oddałem głos w prawyborach prezydenckich „Konfederacji” w Lublinie. Z kolei Paweł Kukiz, który miał być nadzieją dla polskich ruchów antysystemowych, okazał się wielkim rozczarowaniem, podobnie jak inny „turbopatriota” tamtych czasów, czyli Marian Kowalski. Ci dwaj po 2019, delikatnie mówiąc, „przeszli na pozycje systemowe”. Tego drugiego „zostawię już w spokoju”, bo jest taka zasada, że „nie kopie się leżącego”. Skupimy się na tym pierwszym. Paweł Kukiz, po uzyskaniu w 2015 roku trzeciego wyniku w wyborach prezydenckich, dał wielu zdeterminowanym działaczom nadzieję na utworzenie wspólnego ruchu, który odsunie od władzy panujący układ PO-PiS. Tak się jednak nie stało. Zapoczątkował „rewolucję kukizowską”, która pod hasłem „Jednomandatowych Okręgów Wyborczych”, jedynie zamieszała sceną polityczną i doprowadziła do marginalizacji środowisk konserwatywnych oraz monarchistycznych. Media głównego nurtu mocno nagłaśniały polityczne działania fanatyków ordynacji jednomandatowej, określanych jako „WoJOWnicy”. Ruch Kukiz’15 nienaturalnie wypromował przeróżnych nieznanych republikanów oraz liberałów konserwatywnych, którzy teraz posiadają dominującą pozycję polityczną po prawej stronie. Republikańscy „WoJOWnicy” zdołali nawet założyć, w 2019 roku, własną partię pod nazwą „Federacja dla Rzeczpospolitej”, ale to już inna historia. Przed rokiem 2015, dzięki Lidze Polskich Rodzin, prym wiodły, w sposób naturalny, środowiska narodowe oraz konserwatywne. Środowisko to założyło swój ruch i wprowadziło, na jasno określonym programie, swoich ludzi do rad i parlamentu. Po wyborach parlamentarnych w 2015 roku, przez wspomnianą „rewolucję kukizowską”, doprowadzono do nienaturalnej ich marginalizacji na rzecz liberałów, republikanów oraz medialnie nagłośnionych „WoJOWników”. Ośrodki polityczne, oraz listy wyborcze ruchu „Kukiz’15”, zdominowane były przez partie i stowarzyszenia wspomnianych środowisk, zaś ideowi konserwatyści oraz niezależni samorządowcy spychani byli odgórnie na dalsze funkcje i miejsca. Ruch Pawła Kukiza miał w 2015 roku połączyć „wszystkie środowiska antysystemowe”, a tym czasem przerodził się szybko w trampolinę promując republikanów i liberałów (którzy często nie mieli nic wspólnego z ideą JOW). Dodatkowym problemem 2015 roku było „rozbicie głosów” wyborców „anty-systemu” na: KORWiN, KWW Grzegorza Brauna „Szczęść Boże”, KWW Zbigniewa Stonogi czy „Samoobronę”. To pokazuje ostateczną słabość demokracji, która promuje osoby niekompetentne i miałkie ideowo. Tak oto przez sztuczny zabieg systemu liberalizm jest wiodącym „nurtem prawicowym” w Polsce.
Podsumowując wszystko istnieje wyraźna różnica między typowo „prawicowym” myśleniem „wolnościowym” a „centrowo-lewicowym” myśleniem „liberalnym”. Podejście „wolnościowe” kieruje się zasadą, iż „co nie jest zabronione, to jest dozwolone”. Prawo stanowi spis rzeczy, których robić nie wolno, gdyż z natury swojej krzywdzą drugiego człowieka, czy nawet też samego ich wykonawcę. W momencie gdy mamy do czynienia z sytuacją sporną, w której nie ma jednoznacznie najlepszego rozwiązania, wybieramy to, które w danej chwili przynosi najlepsze owoce. Liberalizm to ideologia polityczna z czasów rewolucji „oświeceniowych”, która głosi swobodę danej jednostki „ponad wszystko”. Liberalizm często dąży do ustalonego odgórnie „jedynego słusznego rozwiązania” bez analizy moralnych jego konsekwencji. Ideologia ta dała podstawy do negowania „prawicowego porządku społecznego” w konserwatywnej (do czasów oświecenia) Europie. Liberalizm jest więc ideologią klasyfikującą swoje miejsce na pozycjach „centralnych” lub „lewicowych”. Nie może być on traktowany jako sztandarowy przykład „ideowej prawicy” na Starym Kontynencie. Jest on naturalny dla tradycji amerykańskiej, ale dla dziedzictwa europejskiego jest on rewolucyjny.

Pozdrawiam,
Piotr Marek