Ćwiartki ćwierćinteligentów na osiach głupoty
Polityka to nie miejsce na dziecinne
głupoty! Nie wolno nam wyrzec się tradycji przodków za garść dolarów. Postanowiłem raz na zawsze rozprawić się z
tymi wszystkimi dziecinnymi „osiami” i „ćwiartkami”, propagowanymi przez
amatorów pozujących na „ekspertów” w dziedzinie polityki. Od kilku lat
uważałem to za konieczne. Jednak 6
sierpnia 2022 roku miarka się przebrała! Te kropki na wykresie mogą
zniweczyć wszystko, na co od wieków pracowali nasi przodkowie. W 2025 roku środowiska tradycjonalistyczne i monarchistyczne szykują się do
świętowania Millenium Królestwa
Polskiego. Teraz cały dorobek dzieła Mieszka
I niweczy się jakimiś „ćwiartkami” i „osiami”, które rozpropagowali
polityczni spadkobiercy buntowników zza oceanu.
Mamy na świecie „dobro” i „zło”, i taką ocenę stanu rzeczy nazywamy spojrzeniem moralnym na rzeczywistość. Na takim zdrowym podejściu zbudowano Cywilizację Europejską. Wynika ono choćby z sumiennego kierowania się zasadami chrześcijańskimi. Także klasyczna filozofia starożytnych cywilizacji w ten sposób postrzegała świat. Spojrzenie moralne jest więc postępowaniem zgodnym z wartościami, które zbudowały ostatecznie monarchie oraz narody Starego Kontynentu. Postępując w zgodzie z nim, pielęgnujemy naszą kulturę i cywilizację. Tak po prostu czyni każdy Europejczyk żyjący zgodnie z własnym dziedzictwem.
Spojrzenie
moralne jest wartością fundamentalną dla Chrześcijańskiej Cywilizacji
Europejskiej. Tak samo jak ustrój monarchistyczny czy organizacja
własnego społeczeństwa w strukturze
spójności etnicznej (z pewnym otwarciem na inne narody Europy i
gościnnością względem pozostałych). Odrębność
narodowa i językowa jest czymś naturalnym. Wyraża to choćby przedstawiona w
„Piśmie Świętym” historia Wieży Babel. Z kolei dzieje opisane w „Księdze Królewskiej”, przyjście do nas
Jezusa Chrystusa jako Króla, czy forma ustroju Państwa Watykańskiego pokazują
wspaniałość monarchii. Z tym ustrojem wiąże się koncept „Władzy pochodzącej od Boga”. Europejczyk, czy to Polak, czy nie,
kwestionujący to, wyrzeka się własnych korzeni. Fakt ten należy przyjąć, bo
nie da się już z nim polemizować.
Zarówno
„Pismo Święte”, jak i Europejskie Dziedzictwo Przodków, są źródłami dla
spojrzenia moralnego, określającego istnienie „dobra” i „zła” w tym świecie. Z tych źródeł także wywodzi się idea władzy monarchicznej oraz naturalność
istnienia różnych narodów oraz języków. Tutaj jednak oczywiście
trzymam się wątku europejskiego. Być może gdzieś na terenie Starożytnych Chin znano jednocześnie
pojęcie monarchii i narodu. Tego kwestionować nie zamierzam. Skupiam się tutaj
wyłącznie na tym, co ukształtowało Polaków
i Europejczyków. Kwestionowanie moralnego spojrzenia na
rzeczywistość wyklucza daną osobę ze społeczności ludzi żyjących w zgodzie z
chrześcijaństwem i realnymi wartościami europejskimi. Takie podejście, w dużej większości, niestety reprezentują ci, którzy
swoją tożsamość głównie oparli o „ćwiartki” i „osie”.
Współcześni Europejczycy zostali, w XX
wieku, poddawani trendom amerykanizacji.
Część z nich padło też ofiarą sowietyzacji.
Polacy, Ukraińcy czy Niemcy
padli nawet ofiarą obydwu. Większość
ofiar sowietyzacji, po upadku ZSRR,
natychmiast została poddana
amerykanizacji, która dotknęła zarówno państwa związane z NATO czy UE, jak i też niezwiązane z którymkolwiek z tych tworów. Stało się
to poprzez ich otwarcie się na „zachodnią
demokrację”. Amerykanizacja
wyhodowała osobniki, które „żyją tylko chwilą”, niczym jakieś zwierzęta. Poddają
się, jak przysłowiowe „lemingi”,
bieżącym trendom we wszystkim, co tylko się da. Wyrzekają się przy tym
tradycji, która ukształtowała dziedzictwo ich przodków. Stali się więc, niestety, „drzewami oderwanymi od swoich korzeni”.
Przykładem
wyżej wspomnianych osobników są młodociani liberałowie. Ich wysyp, z mojej obserwacji, nastąpił po 2015 roku. Trzon tego ruchu stanowią
chłopcy. O ile spora ilość dziewcząt żyje zauroczonych socjalizmem,
zamerykanizowanym szczyptą hollywoodzkiego feminizmu, o tyle wspomniani
chłopcy, w swoim mniemaniu, „stanęli po słusznej stronie”, zostając
zwolennikami nowego liberalizmu. Nie jest to jednak konserwatywny-liberalizm, popularny pośród „prawicy mojego
pokolenia”, czyli ludzi urodzonych w latach 1980-1990. Tamten ograniczał się jedynie do akcentów liberalnych w sferze gospodarczej oraz prawnej. W innych
dziedzinach życia pozostawał
konserwatywny. Neoliberalizm, zalewający
nas pod 2015 roku, całkowicie odrzuca „europejski konserwatyzm”. Tradycję
opisaną powyżej uznaje za „przeżytek”. Jest
więc negacją wszystkich fundamentów, na których zbudowana została Europa. Zdaniem
takiego neoliberała, moralne spojrzenie na świat, w którym mamy po prostu
„dobro i zło” jest „spojrzeniem jednoosiowym”.
Proponują oni rewolucyjne „wieloosiowe
spojrzenie”, w którym „świat się zmienia”, a wartości najwyraźniej ulegają
relatywizacji. Taką właśnie postawę, należy potępić, jako moralnie
szkodliwą i całkowicie nam obcą.
Każdy
uczciwy człowiek wie, że „prawda jest prawdą”, „dobro jest dobrem”, a „zło jest
złem” i tyle. Tu nie ma miejsca na
polemikę. Wszystko, co jest „grzechem” –
de facto nim jest. Każdy niegodziwy
występek, który jest „złem”, nazywać musimy po imieniu. Na tym zbudowano Cywilizację Europy. Dla liberała z Polski, urodzonego po 2000
roku, jest to jednak „problem jednoosiowy”. Swój światopogląd nie opierają
ani na „Piśmie Świętym”, ani na Europejskim Dziedzictwie, tylko na internetowych testach przyporządkowujących
ludzi do „ćwiartek” znajdujących się na przecięciu „osi”. System klasyfikacji „osi i ćwiartek” opiera się o test, po którego
wypełnieniu zostaje nam „przypisana” jakaś doktryna polityczna. W tym
teście oś pozioma odpowiada za „prawicę” i „lewicę”, zaś pionowa za
„autorytaryzm” i „libertarianizm”. Ten podział dzieli płaszczyznę na „cztery
ćwiartki”, w której „prawa górna”
(prawicowo-autorytarna) ma kolor
niebieski, „lewa górna” (lewicowo-autorytarna)
ma kolor czerwony, „prawa dolna”
(prawicowo-libertariańska) ma kolor
żółty, zaś ostatnia, „lewa dolna”
(lewicowo-libertariańska), ma kolor
zielony. Dlaczego krytykuję ten sposób klasyfikacji? Bo to „dziecinada” nie
oparta się o nasze wartości!
Termin
„prawicy” i „lewicy” powstał w XVIII wieku w Europie. Związany był z wydarzeniami poprzedzającymi rewolucję we Francji. Po stronie „prawej” ulokowani byli zwolennicy króla i chrześcijańskich zasad. Po stronie „lewej” republikańscy
buntownicy i rewolucjoniści. USA powstały na wartościach tej właśnie
„lewicy”, bo dla „prawdziwej prawicy” nigdy nie było tam miejsca. Ta została bowiem „wygnana z Ameryki” wraz z
ostatnimi żołnierzami Jego Królewskiej Mości. Pewnymi elementami realnej
„prawicy” byli w Ameryce „lojaliści”.
Byli to ludzie lojalni wobec osoby panującego króla. Amerykańscy „lojaliści” byli niestety prześladowani jako „zdrajcy”, bo
w jakobińskim mniemaniu, nie opowiedzieli się po stronie samozwańczego „nowego
narodu”. Nie był to jednak prawdziwy naród, bowiem ten jest wspólną ludzi o
takiej samej historii i pochodzeniu. Chrzest
jest czymś, co także łączy narody w Europie. Za oceanem tak nie było. Amerykanie to tak naprawdę, wykreowana z
potrzeby chwili, zbieranina różnych narodowości połączonych jedynie ideą
„rewolucji amerykańskiej”, która postanowiła założyć swoje państwo. W
świetle tych faktów, realna „prawica”, w czasach powstawania USA, była tam
prześladowana. Kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach, podobne wewnętrzne
prześladowania cierpieć będą polscy realiści, przeciwni „szaleństwom
powstańczym” XIX wieku. Sama idea USA ma
więc korzenie lewicowe.
Klasyfikacja
we wspomnianych testach kompletnie nie uwzględnia (chrześcijańskiej)
europejskiej tradycji, lecz (rewolucyjną) amerykańską. Jej „prawa”
i „lewa” strona nie są powiązane z sympatiami do monarchii lub demokracji, lecz
do gospodarczego liberalizmu lub socjalizmu. Amerykanie mają jednak
wypaczone pojęcie „prawicy”, która ograniczają jeno do surowszych zasad
obyczajowych (choć nie w kwestii rozwodów) i większej ilości wybranych swobód
obywatelskich. Amerykańska „lewica” jest bardziej frywolna obyczajowo (choć w
sprawie rozwodów nie bardziej niż „prawica”), i także walczy większą ilość (istotnych
dla niej) swobód obywatelskich. Z kolei,
również wbrew naszej tradycji, pionowa „oś” klasyfikuje testowanych jako
„autokratów” i „libertarian”, przy czym to też nie wiąże się z sympatiami do różnych
ustrojów politycznych. Dotyczy tylko większego lub mniejszego ograniczania
swobód różnych obywatelskich, bez ich moralnej oceny. Takie klasyfikowanie
jest więc obce Chrześcijańskiej Cywilizacji Europejskiej. Metoda „osi i ćwiartek” kreuje (niestety) „nowego człowieka” postępującego
według spuścizny „rewolucji amerykańskiej”. Jest to więc zakamuflowana
próba wykorzenienia Polaków z Polskości, a Europejczyków z Europejskości. Wszystko to w ramach dostosowania ich do
standardów kraju budowanego przez wojujących judeoprotestantów, wrogów monarchii,
państwa narodowego i wojujących wolnomularzy (wszyscy główni „Ojcowie USA” to
byli ideowi masoni). W ten sposób bezczelnie „przerabiają nas na jankesów”
przy nieświadomej aprobacie większości. Dlatego
temu należy się przeciwstawić stosując tylko klasyfikacje uwzględniające nasze
tradycje.
Zwolennicy
teorii Feliksa Konecznego powinni dostrzec fakt, że USA nie mają nic wspólnego
z „cywilizacją łacińską”. Ta opiera się o
wiarę katolicką, antyczną filozofię grecką i o prawo rzymskie. USA natomiast zbudowano na
judeoprotestantyzmie, filozofii
rewolucjonistów dobry oświecenia oraz prawie
anglosaskim. Nie jest to więc „cywilizacja
łacińska”, ale zupełnie inna, którą określić można mianem „atlantyckiej”. Początki USA wiązały się z prześladowaniem wiary katolickiej. Katolików
określano tam pogardliwym mianem „papistów”.
Liderzy nowopowstającego kraju pochodzili z anglosaskich lub anglofilskich
środowisk protestanckich. Z tego względu obecnie określani są jako WASP, czyli White Anglo-Saxon
Protestants. Lidzie ci często pogardzali
katolickimi Meksykanami. Amerykanie wymyślali liczne, pseudonaukowe,
„teorie rasowe”, uważające Meksykan za „gorszych od nich podludzi”. Teorie te
były fałszywe z tego względu, że wielu Meksykan miało także pochodzenie
europejskie. Nie było ono jednak anglosaskie, ale iberyjskie, czyli
klasyfikujące ich wprost do „rasy białej”. Statystycznie ciemniejsza karnacja
Latynosów, względem Anglosasów, wynikała natomiast z opalenia skóry w mocniej
nasłonecznionym klimacie, a nie z jakiejś wyimaginowanej „odrębności rasowej”. Analizując to, USA to kraj budowany na
rasistowskich teoriach eugenicznych, antykatolickim protestantyzmie, wrogości
do monarchii (w tym papiestwa) i pogardzie dla krajów typowo łacińskich. Nie ma
to więc nic wspólnego z „cywilizacją łacińską”. Środowiska z Polski,
sympatyzujące z neoromantyzmem, które popierają USA, wycierając sobie przy tym
usta „cywilizacją łacińską”, są albo niedouczone, albo perfidnie manipulują faktami
dla własnych korzyści. Same teorie „osi
i ćwiartek” swoje założenia czerpią z tychże wzorców obcych dla cywilizacji
określanej jako „łacińską”. Polacy, aby pozostać sobą, muszą je więc odrzucić.
Światopogląd zwolenników „osi i ćwiartek”
często cechuje agresywny progresywizm rewolucyjny. Jest on także obcy
Chrześcijańskiej Tradycji Europejskiej. Swoje tezy budują w oparciu o
założenie, że „świat się zmienia”, a
więc wszystko, co tradycyjne, należy odrzucać jako „zacofane”. Tak samo jak zwolennicy rewolucji amerykańskiej, antyfrancuskiej
czy bolszewickiej. Spojrzenie na świat w kategoriach
moralnych, w których istnieje podział na „dobro” i „zło” jest dla nich także
„zacofaniem”. Młodociani, zamerykanizowani liberałowie, przyjęli ten
światopogląd. Nie kierują się „wartościami
trwałymi”, ale jedynie tym, co obecnie „jest na czasie”. Nie są więc ludźmi
gotowymi bronić, jak nasi przodkowie, jakichkolwiek wartości. Dla nich wszystkie „dotychczas uznawane”
wartości muszą z czasem „ustępować” jakimś „nowym”, w ramach „stale zmieniającego
się świata”. W ten sposób ofiara, jaką ponieśli obrońcy Polskości wiele lat
temu, za sprawą tej ideologii, została poniesiona na marne. Przez „ideologię neoliberalną”, oraz te
całe „osie i ćwiartki” może się okazać, że ofiara naszych przodków, poniesiona
w walce o obronę Polskości będzie daremna, gdyż ojczyzna wszystkich polskich pokoleń
zostanie zamerykanizowana, po wcześniejszym pozbyciu się dla niej „europejskiej
konkurencji” (w postaci choćby „germanizacji”). Wszystkie te głupoty trzeba
więc odrzucić, aby zachować resztki naszego dziedzictwa.
Ślepe
kierowanie się zasadą, że „świat się zmienia”, jest w dalszej perspektywie
niebezpieczne. Każde „dobro” jest
„dobrem na zawsze”, a każde „zło”, jest „złem na wieki”. Wszystko, co „dobre” lub „złe”, jest takie, bez względu na czas i
miejsce. Kwestionowanie tego otwiera ludzi na niebezpieczny relatywizm moralny.
Ten z czasem może doprowadzić do powszechnej
akceptacji niewyobrażalnie złych rzeczy, które mogą ostatecznie doprowadzić nas
do zagłady. Kierując się jedynie zasadą, że „świat się zmienia”, możemy
cofnąć się bo prymitywnych czasów
barbarzyńskich, w których mordowanie, gwałcenie czy hołdowanie własnym
dewiacjom, staje się powszechnie akceptowalne. Agresywny progresywizm jest więc
zaprzeczeniem fundamentom na jakich zbudowano Europę. Relatywizacja wszystkiego
możne doprowadzić do powszechnej akceptacji „zła”, ostatecznie niszczącego
każdego człowieka. To, że „zło pozostaje
złem” jest faktem, którego nie podważa w żadnej mierze argument, iż „czasy się
zmieniają”. Niektóre wartości muszą pozostać nienaruszone, aby nie skazać nas wszystkich
na samozagładę. Relatywizm, z racji postępu czasu, należy odrzucić.
Sama
koncepcja „osi i ćwiartek” jest też dziecinadą. Sprowadza ona ważny problem, oceny światopoglądu
danej osoby, do punktu odpowiednio oddalonego od przecięcia się dwóch osi na
wykresie. Przypomina mi to sytuację z
grą planszową Juden Raus!, wydaną w III
Rzeszy. Parafrazując niemieckich polityków tamtych lat, że tamta gra „trywializowała
problem poprzez sprowadzenie go do rzutu kostką” możemy stwierdzić, że dziś
„osie i ćwiartki” wprost „trywializują ludzki światopogląd do kropki
umiejscowionej w jednym z czterech kwadratów”. W ten sposób merytoryczna debata, polegająca na faktycznym
sporze światopoglądowym, zostaje zastąpiona deklaracjami o czyjejś pozycji na
„jednej z czterech ćwiartek”. W ten sposób poważna sprawa zostaje sprowadzona
do zwykłej „dziecinady”. Obecna sytuacja jest zbyt poważna, by trywializować
naprawdę istotne sprawy.
Podsumowując,
mamy na świecie „dobro” i „zło”, których moralna ocena jest niezmienna bez
względu na czas i miejsce. Relatywizacja
tego faktu może doprowadzić nas do powszechniej akceptacji rzeczy „obiektywnie
złych”, co prędzej czy później prowadzi całe społeczności ku ich samozagładzie.
Europa to kontynent zbudowany na
znacznie wyższych wartościach niż Stany Zjednoczone Ameryki. Tradycje
krajów europejskich powiązane są ze spojrzeniem
moralnym wynikającym z chrześcijaństwa, ustrojem monarchicznym opartym o koncepcję, że „władza pochodzi od Boga” oraz strukturą społeczną opartą o spójność narodową w danym kraju. Stany
Zjednoczone Ameryki zostały zbudowane na założeniach kwestionujących te
wszystkie wartości, dokładając do tego pseudonaukowe teorie rasistowskie
przeciwko oponentom tamtejszych decydentów. Sprowadzanie oceny światopoglądowej ludzi do testu na „osie i
ćwiartki”, opartego kryteria o obce naszemu dziedzictwu, trywializuje
merytoryczną debatę do „dziecinnego” przypisania każdemu punktu w jednym z
czterech kwadratów o różnych kolorach. Bądźmy więc poważni.
Pozdrawiam,