Na początek całego felietonu poproszę
sobie o krótkie wprowadzenie przedwstępne. Wiem, że minął już długi czas od
rocznicy bitwy, więc publikacja ta wydawać się może spóźniona. Owszem, ale
należy wziąć poprawkę na to, iż ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na zajmowanie
się publicystyką, więc proszę o wybaczenie. Ponadto pierwotna wersja tego felietonu
przygotowana była również dla innego portalu, zaś edycja dla niego też
pochłonęła mi kilka tygodni.
Poza tym reakcje tłuszczy na wersję
pierwotną wymusiły na mnie potrzebę dopisania krótkiego sprostowania zawartych
tutaj treści. Kontrowersje wzbudziło mianowicie użycie przeze mnie terminu
„wojska belgijskie”, i zaraz prywatna wycieczka do mnie, że przecież „Belgia
powstała dopiero w 1830”.
Tego, kiedy formalnie powstała Belgia
nie zamierzam kwestionować, ale faktem jest, że historycy wojskowości używają
termin „jednostek belgijskich” na określenie wojsk z terenów (przyszłej z
punktu widzenia 1815 roku) Belgii. Termin „Belgowie” używam jako określenie
narodów państwa belgijskiego. Tak więc ja tylko i wyłącznie cytuję posiadane
przeze mnie materiały źródłowe, więc pretensje proszę zgłaszać do ich autorów.
Wstęp
Spotkanie dowódców wojsk sprzymierzonych w La Belle Alliance |
W roku 2015 mieliśmy okazję obchodzić dokładnie
dwusetną rocznicę walk pod Waterloo. Popularnie używane przez media i
podręczniki określenie „Bitwy pod Waterloo” jest nie do końca trafne z tego
względu, że całokształt walk w tamtym miejscu składał się z czterech
pomniejszych bitew, których punktem kulminacyjnym było decydujące starcie w tej
sławnej belgijskiej miejscowości. Pod wspólną
nazwą tego starcia określa się kolektywnie bitwy pod Quatre Bras, Ligny,
Waterloo i Wavre. Odbyły się one
pomiędzy 16 a 19 czerwca 1815 roku. Samo starcie pod Waterloo zakończyło
się 18 czerwca 1815 roku.
Niestety obecnie na temat tamtych
wydarzeń krąży wiele kłamstw i półprawd, które chciałbym sprostować. Pierwszym
przekłamaniem jest przypisywanie zwycięstwa wyłącznie Brytyjczykom. Gdyby nie ofensywa pruska wojska koalicji
przegrałyby z Napoleonem. Dzięki żołnierzom Królewskiego Legionu Niemieckiego
(KGL – King’s German Legion) broniącym La Haye Sainte, zadano ogromne straty
wojskom francuskim, wiążąc przy tym ich siły na długi czas. W wojskach
koalicji występowali również Belgowie i Holendrzy. Niestety po stronie
„francuskiej” (bonapartystycznej) walczyli Polacy. Lojalność wobec Napoleona
wykazali także niektórzy Niemcy. Współcześnie można znaleźć dużą analogię przy
obecnych zdarzeniach na Ukrainie. Wspierany przez USA Kijów ma licznych
popleczników wśród elit polskich, zaś społeczeństwo niemieckie jest w tej
kwestii podzielone. Sukces Waterloo nie był więc zasługą wyłącznie Brytyjską,
ale całości sprzymierzonych sił konserwatywnych.
Wątek Polski
Zaangażowanie
Polaków w ratowaniu władzy Napoleona I podstawiło nas w tragicznym położeniu po
jego pokonaniu. Było to szkodliwe
z naszego narodowego punktu widzenia. Pozbawiło
nas jakichkolwiek argumentów przemawiających za odrodzeniem Polski u boku
kogokolwiek w kulturowo chrześcijańskim świecie. Samo „100 dni Napoleona” w
gruncie rzeczy była walką o władzę we Francji. Opowiedzenie się po stronie
Napoleona Bonapartego wcale nie oznaczało, że będzie to dla Polaków
najkorzystniejsze rozwiązanie, z jakiegokolwiek tradycjonalistycznego punktu
widzenia. Skąd by nie patrzeć najkorzystniejszy
dla Polski był powrót Burbonów na tron Francji. To oni byli solidnym
gwarantem umacniania konserwatywnego i chrześcijańskiego ducha w Europie.
Powrót Napoleona oznaczał jedynie wzmocnienie na Starym Kontynencie lobby
wojującego jakobinizmu i europejskiego wolnomularstwa kulturowego. Nawiasem
mówiąc wiele organizacji jakobińskich i masońskich uznało za tragedię porażkę
Napoleona. Również w krajach koalicji, takich jak Prusy, stowarzyszenia tego
typu lobbowały na rzecz ratowania przynajmniej części spuścizny samozwańczego
„Cesarza Francuzów”. Jako polscy
konserwatyści, patrioci i strażnicy Ładu nie dostrzegliśmy żadnego interesu w trwaniu
do końca przy Napoleonie. Raz on do końca nie trwał przy Polsce, a dwa był
gwarantem jedynie budowy laickiej Polski na wzór porewolucyjnej Francji. Polacy walczący u boku Napoleona udowodnili
lojalność jedynie wobec niego samego, a nie wobec Polski. To dowodzi, że
nie byli prawdziwymi bojownikami o suwerenność państwa polskiego, ale zwykłymi
bonapartystami stojącymi do końca u boku swojego mistrza. W podręcznikach do historii nie powinni więc być przedstawiani jako
patrioci, ale polityczni bonapartyści.
Aspekt polityczny walk wokół Waterloo
Z
politycznego punktu widzenia walki pod Waterloo były tryumfem świata
konserwatywnego nad światem liberalnym, świata tradycyjnego nad światem rewolucyjnym,
kulturowego chrześcijaństwa nad kulturowym wolnomularstwem. Słowem klucz jest w tym wypadku termin „kulturowy”.
Jako tradycyjne chrześcijaństwo rozumiem świat oparty o dziedzictwo
Średniowiecznej Europy. To świat władzy opartej o własny autorytet, to świat
szacunku do legalnej władzy, sprzeciwu wobec dekadencji oraz wszelkich
przejawów dewiacji moralnej. Termin świata jakobińskiego, wolnomularstwa
kulturalnego, rozumiem jako świat buntu wobec legalnej władzy, rewolucji
burzącej wszelaką tradycję oraz akceptacji różnorakich przejawów dewiacji. Z resztą zarówno rewolucję jakobińską we
Francji, wolnomularstwo instytucjonalne oraz wojska napoleońskie łączyło jedno
wspólne motto: „wolność, równość i braterstwo”, co w praktyce oznaczało brak
zasad, bunt wobec tradycyjnej hierarchii oraz iście zbójecką lojalność we
wszystkich, nawet niemoralnych, poczynaniach towarzyszy. Ten prosty fakt taktuję
jako dowód słuszności przedstawionej przeze mnie politycznej interpretacji
wyniku tej bitwy.
Skutki Waterloo były z konserwatywnego
punktu widzenia pozytywne. Pokonanie
Napoleona umocniło w Europie postanowienia Kongresu Wiedeńskiego. W ten sposób, przynajmniej na te 100 lat, w
Europie w większym lub mniejszym stopniu dominował polityczny konserwatyzm i
chrześcijański porządek świata. Większość krajów Starego Kontynentu
zachowało tradycyjny dla ich dziedzictwa narodowego system polityczny odmienny
od narzucanej przez bonapartystów laickiej republiki. Dla Polski oznaczało to powstanie Królestwa Kongresowego, zapewniającego
dużo większą autonomię Polaków względem carskiej Rosji niż potencjalne nowe
Księstwo Warszawskie względem postjakobińskiej Francji. Ponadto namiastka
polskiej państwowości w „Europie Bonapartego” byłaby zapewne bliska ideowo
porewolucyjnej Francji, a więc libertyńska, laicka oraz pozbawiona wszelkich
tradycji tożsamych dla naszego dziedzictwa.
Kongres Wiedeński jako najlepsze rozwiązanie dla
Europy i Polski
Niektórzy „konserwatyzujący” sceptycy
Kongresu Wiedeńskiego propagują tezę, że potencjalne zwycięstwo francuskie
uwolniłoby nas od jakichkolwiek wpływów niemieckich
na polską politykę. Dają tu przykład zbudowanej rzekomo dominacji Prus nad
sprawami polskimi. Jednakże w Europie początku XIX wieku, spośród wszystkich
państw zaborczych, Prusy „miały najmniej do powiedzenia”. Święte Przymierze powołano, według różnych źródeł, bądź z inicjatywy
Cara Aleksandra I Romanowa, bądź z inicjatywy Austriacka Klemensa Lothara von
Metternicha. Jak obecnie filarem NATO są Stany Zjednoczone Ameryki, tak
wtedy filarem „Świętego Przymierza” była Rosja.
Obecnie wszelkie próby pojednania
rosyjsko-niemieckiego obywają się z inicjatywy Rosji oraz Niemców, ale
natrafiają na opór ze strony rządu Republiki Federalnej Niemiec, która swój
irracjonalny „interes niemiecki” widzi u boku USA, NATO, UE i Izraela. Z tego względu jakby dziś miało powstać
jakiekolwiek „kondominium rosyjsko-niemieckie”, byłoby zdecydowanie pod „nadzorem”
władz Rosji, zaś przedstawiciele lobby żydowskiego, niemieckiej czy polskiej
„partii głupków”, rąbaliby drewno na opał gdzieś w głębi syberyjskich lasów.
Tak więc pewne teorie popularne po wyborach prezydenckich z 2015 roku o
potencjalnym pojednaniu rosyjsko-niemieckim odbiegają nieco od rzeczywistości,
i zupełnie nie wiem na jakiej postawie są skomponowane. Raz władze rosyjskie
coraz bardziej uprzykrzają życie żydowskim bankierom, a dwa pro syjonistyczne
władze niemieckie działają wyraźnie na szkodę Rosji. Z kolei o dobre relacje z
Rosją zabiegają w RFN organizacje i społeczności niechętne wobec lobby
żydowskiego. Także jedynym możliwym fizycznie powstaniem „kondominium
rosyjsko-niemieckiego pod hegemonią lobby żydowskiego” jest doprowadzenie w
Rosji do nowej rewolucji niszczącej obecną elitę rządzącą przy jednoczesnym
niedopuszczeniu do przemian politycznych w Niemczech. Do tego syjoniści nieudolnie dzisiaj dążą, a
ślepcy dalej tropią „ruskich”…
Tok rozumowania sceptyków „Świętego
Przemierza” jest błędny i w prosty sposób do obalenia. Nie zaprzeczalnym faktem
jest, że po stronie bonapartystów opowiadały się liczne liberalne środowiska
niemieckie, które to właśnie słyną z większej niechęci wobec Polaków niż
środowiska konserwatywne, które to z kolei zazwyczaj przybierają antypolski
kurs pod wpływem nacisków tych pierwszych. Często bywało, że dwór panujący
traktował swoich poddanych na równi, a szlachcicowi pruskiemu bliższy bywał
innych szlachcic polski, niż ich własny chłop. Istniał bowiem solidaryzm klasy,
który zburzył bonapartystyczny szowinizm. Często w Prusach, różnego typu
„patriotyczni” (czytaj. romantyczni), liberałowie co raz to wyskakiwali z hasłami
antypolskimi, nazywając „wrogami narodu” rozsądnych ludzi, którzy woleli z
Polakami robić interesy, zamiast ich germanizować. Historycznym przykładem jest tutaj Kulturkampf, który swój zajadły
charakter zawdzięczał liberałom pod przewodnictwem niejakiego Adalberta Falka,
o czym wspominał Otto von Bismarck w swoich zapiskach. To właśnie
spadkobiercy tych liberałów, zebrani z różnych landów niemieckich, opowiedzieli
się z własnej i nieprzymuszonej woli po stronie Napoleona (wyjątek stanowili
tylko, ci, co ich wolę ograniczył przymusowy pobór, np. do landwery). Pruskie środowiska konserwatywne, które w
tej kampanii walczyły przeciwko bonapartystom, były polskiej państwowości
przychylne, a niekiedy nawet przyjazne. Dowodem tego jest zgoda króla Fryderyka
Wilhelma IV na utworzenie Polskiej Autonomii na ziemiach poznańskich w latach
poprzedzających tzw. „wiosnę ludów”. Autonomia ta nie doszła do skutku
przez powstanie wywołane przez niejakiego Ludwika Mierosławskiego, podbudzanego
przez nikogo innego jak mentalnych spadkobierców politycznego bonapartyzmu,
przybierających postać włoskich karbonariuszy. Tak więc z polskiego punktu
widzenia najkorzystniejszy jest konserwatyzm zarówno u nas, jak i w krajach z
nami sąsiadującymi. Niebezpieczny natomiast jest demoliberalizm i jego
pochodne.
W myśl mojego porzekadła „nie ten komunista, kto do partii należy,
ale ten co w komunistyczne ideały wierzy”, do jakobinów i wolnomularzy zaliczam
wszystkich tych, co pomimo braku
formalnych związków z tymi ruchami akceptują ich wizję świata, tak samo jak
komunistami określamy nie tyle członków partii, ale i także zagorzałych
bezpartyjnych wyznawców tej ideologii. Pomimo,
że w Wielkiej Brytanii i Prusach część przywódców miała formalne związki z
wolnomularstwem instytucjonalnym, o tyle wartości przez nich reprezentowane
były dalekie od konsystencji jakiej przewidywała ideologia ich organizacji,
która po dziś dzień za motyw przewodni swoich spektakli uznaje zwycięski marsz
ideałów jakobińskiej rewolucji z Francji oraz tryumf buntowników kolonialnych
na terenie Ameryki. Wiele osób w dawnej Anglii bywało masonami z tego
powodu, że taka panowała tam wtedy moda, i ogólna akceptowalność społeczna dla
tej organizacji. Poglądy jednak wielu z tych „masonów” były jednak „zacofane”,
dalekie od „postępowej” ideologii stowarzyszenia (jaką reprezentowali bonapartyści).
Wielu z tych „dawnych masonów” mogłoby
dziś zamieszczać w sieci filmy demaskujące ich spiski. Tak samo wielu obecnych
polskich romantyków, co używa antymasońskiej retoryki, ze swoimi
niepodległościowymi poglądami znalazłoby ciepły zapiecek w murach
„Wolnomularstwa Narodowego”, dumając sobie ze współbraćmi na paryskim burku
„jak to było fajnie za Napoleona”. Ponadto warto zauważyć, że tylko część
przywódców brytyjsko-pruskich miała tylko formalny epizod masoński w swoim
życiu. W przypadku zwolenników Napoleona miał go prawie każdy kto za nim
poszedł, zaś przynależność do masonerii oraz w państwie Napoleona przybierało
charakter państwowy. Propagowanie ideałów oświecenia było tam obowiązkiem
ogólnonarodowym.
Droga konserwatywna była zatem najlepszą
dla Polski w 1815 roku. Nic nie stało na przeszkodzie, aby odsunęli się w cień
ludzie kojarzeni z Napoleonem na rzecz tych, co niepodległość Polski widzieli
chociażby w sojuszu z Carską Rosją. Prusy
były ściśle związane politycznie z reakcyjnymi rządami Austrii i Rosji dzięki
zabiegom generała, i przyszłego feldmarszałka Johanna Ludwiga Yorcka von Wartenburga.
Podobną drogą z Polaków poszedł były
generał bonapartystycznej kawalerii Wincenty Krasiński, który dorobił się nawet
zaszczytu funkcji Adiutanta Cara. Niestety
natarczywe pro rewolucyjne lobby w Polsce narzucało jedynie wariant
profrancuski, co poskutkowało brakiem jakichkolwiek możliwości pozyskania
większej sympatii u któregokolwiek państwa ze zwycięskiej koalicji. W ten
sposób konserwatywna „partia rozsądku” wygrała w Prusach, co poskutkowało
przyłączeniem ich państwa do zaszczytnego grona „Świętego Przymierza”. W Polsce
niestety wygrała rewolucyjna „partia głupków”, co owocowało jedynie coraz
bardziej pogłębiającą się niewolą Polski przez kolejne dekady dziewiętnastego
stulecia.
Ogólne zauważenia dotyczące przebiegu bitwy
Przechodząc
do samego przebiegu starcia nie jest prawdą stwierdzenie, że „Napoleon pod
Waterloo został zmieciony”. Został on
niezaprzeczalnie pokonany, ale to o przysłowiowy „mały włos”. W zasadzie decydująca bitwa pod Waterloo
została wygrana przez wojska koalicji, jednak konfrontacje prusko-francuskie
pod Ligny i Wavre były zwycięstwami bonapartystów. Ostatnia bitwa tego
„czterostarcia”, pod Wavre, była przegrana przez Prusaków, jednak francuski
dowódca Emmanuel de Grouchy, nie
potrafił podjąć odpowiednich kroków aby zmienić ostateczny wynik całej kampanii.
Wynikało to z większego braku doświadczenia tego marszałka. Winę za porażkę w
tej kampanii ponosi w dużej mierze sam Napoleon Bonaparte, gdyż niewłaściwie
dobrał ludzi do konkretnych zadań. Zarówno
marszałek Michael Ney jak i marszałek Emmanuel de Grouchy byli dowódcami
wartymi swojego stopnia. Różnili się jednak dwoma zasadniczymi cechami. Michael
Ney był doświadczonym, odważny a zarazem bardziej skłonny do porywczych zadań. Jednak
lata walki odbiły się ja jego zdrowiu i kondycji psychicznej, stąd był bardziej
narażony na ryzyko podjęcia bardzo nieprzewidywalnego posunięcia. Był więc osobą
bardziej stosowną do wykonywania zadań wymagających mniejszego ryzyka ale
większej inicjatywy własnej. Z kolei Emmanuel de Grouchy był świeży, w pełni
kondycji, opanowany, ale jednak znacznie mniej doświadczony od swojego kolegi. Ten
był bardziej dopasowany do bardziej ryzykownych zadań wymagających mniejszej
inicjatywy własnej. Napoleon, żeby
wygrać w 1815, powinien wydać odwrotny rozkaz. To Emmanuel de Grouchy powinien
zostać przy nim w walce z Brytyjczykami, zaś Michael Ney powinien się pójść do
walki z Prusakami. Przez niewłaściwy dobór ludzi do powierzonego im
zadania, porywczy Michael Ney wytracił kawalerię w starciu z czworobokami brytyjskimi,
zaś mniej doświadczony Emmanuel de Grouchy nie miał zmysłu do tego co dalej
robić po pokonaniu Prusaków. Gdyby pod Wavre dowodził Michael Ney wiedziałby, że zaraz po pokonaniu
korpusu pruskiego, kierowany przez swoje doświadczenie, wydałby rozkaz przerzucenia
swoich wojsk pod Waterloo, aby zmienić wynik bitwy na korzyść Francuzów.
Natomiast pod samym Waterloo Emmanuel de Grouchy, kierując się świeżym umysłem,
nie wydałby szalonego rozkazu ataku całą ciężką jazdą na nierozpoznane pozycje
wroga i nie naraziłby ich na bezsensowne wytracenie. Zmiecenie Napoleona Bonapartego pod Waterloo nie miało miejsca.
Przegrał, gdyż niewłaściwie dobrał ludzi i poniósł tego zwyczajne konsekwencje.
Wojska koalicji były mniej więcej
dwukrotnie liczniejsze od wojsk napoleońskich, stąd aby zwiększyć swoje szanse,
bonapartyści dołożyli wszelkich starań, aby nie dopuścić do połączenia się
wojsk sprzymierzonych z pruskimi. Pojedynczo
Armia Napoleona była znacznie silniejsza niż całe sprzymierzone siły
brytyjsko-niderlandzkie oraz wojska pruskie. To tego Francuzi dysponowali
dobrze uzbrojonymi i zaprawionymi w bojach żołnierzami. Brytyjczycy mieli
jednostki dobrze uzbrojone, ale mniej zaprawione. Ich ciężka jazda nie
posiadała tak okazałego, mocnego i drogiego opancerzenia jak francuska. Z kolei
Prusacy mogli pochwalić się dobrymi dowódcami i doświadczonymi jednostkami
frontowymi. Jednak jakość ich uzbrojenia była znacznie mniejsza od francuskiego
i angielskiego. Dodatkowo większość ich armii stanowiła prymitywnie
przeszkolona i niedofinansowana landwera, rezerwa, ochotnicy i pospolite
ruszenie. Według niektórych źródeł ta zbieranina stanowiła ponad połowę ich
armii, i jedynie geniusz dowódców sprawił, że nie zostali zmasakrowani
całkowicie już pod samym Ligny.
Armia Francuska
Nie
zgłębiając się w szczegóły szacunkowa wielkość Armii Cesarza Napoleona wynosiła
mniej więcej 128 tysięcy ludzi i 366 dział. Podzielona
była na dwie grupy. Jedna dowodzona była przez marszałka Michaela Neya, która pozostała przy Napoleonie, i
przeznaczona była do walki z jednostkami brytyjskimi oraz im podległymi (niemieckie,
belgijskie, holenderskie). Druga część wojsk dowodzona była przez marszałka Emmanuela de Grouchy’ego,
której zadaniem było rozprawienie się z siłami pruskimi nadciągającymi od
północnego wschodu. Przy boku Napoleona stała jego osobista straż, zwana Gwardią Cesarską. Na jej czele stał w
trakcie tych starć generał Antoine
Drouot, zwyczajowo dowódcą Gwardii Cesarskiej był marszałek Édouard Joseph
Mortier.
Wojska
francuskie nosiły przeważnie mundury w kolorze ciemnoniebieskim lub błękitnym. To
było ważne, podczas rozróżniania jednostek na polu bitwy. Polowe płaszcze
francuskie były w kolorze ciemnego granatu. Dominowały dwa typy spodni, białe
letnie „czechczery” popularne wśród piechoty, oraz kolorowe „rajtuzy” stosowane
w kawalerii. Oddziały szaserów ubierały się na zielono, zaś kirasjerzy pod
zbroją nosili mundury w kolorze białym. Nakrycia głów były zróżnicowane.
Dzieliły się na ochronne i przemarszowe. Gwardia narodowa, milicja oraz
sztabowcy nosili kapelusze dwurożne. Marszałkowie mieli kapelusze z bogatymi
białymi „kitami” obszytymi na obrębach. Oddziały piesze oraz konne nosiły czaka
lub bermyce w zależności od formacji lub elitarności. Zasada była taka, że
kompanie wyborowe piesze i jazdy lekkiej, stara gwardia i saperzy nosili czapy
niedźwiedzie, ale już niektóre oddziały grenadierów, woltyżerowie oraz
jednostki młodej gwardii nosiły gładkie czaka. Saperzy wyróżniali się na polu
bitwy specjalnymi fartuchami. Używali także zbroi okopowych. W ekwipunku mieli
siekierki, które służyły do niszczenia umocnień, ale niekiedy także ułatwiały
im walkę z wrogiem. Z uwagi na niewygodę noszenia ochronne wielkie czapy
były zdejmowane podczas przemarszów. Używano ich jedynie podczas walki,
gdyż chroniły lepiej od ran ciętych i eksplozji niż tradycyjne kapelusze
stosowane. Dziś funkcję czas pełnią hełmy. Podczas przemarszów, w zależności
od formacji, noszono lekkie furażerki lub bikorny (te drugie były dla oficerów,
ciężkiej jazdy i formacji pieszych noszących bermyce). Ciężka jazda była opancerzona.
Karabinierzy i kirasjerzy posiadali zbroje i hełmy. Zbroje kirasjerów
były srebrzyste, zaś karabinierów (elity kirasjerów) złociste. Dragoni nie nosili
okazałych zbroi, w zasadzie mieli tylko kaski.
Uzbrojenie
Broń palna
francuska uchodziła za jedną z najnowocześniejszych w Europie. Według opinii
ekspertów lepsza była tylko angielska. Używano muszkietów, fuzji, sztucerów
oraz najnowocześniejszych – karabinów. Granaty ręczne używane były głównie
przez piechotę liniową. Nie były wbrew nazwie domeną grenadierów, gdyż w
tamtych czasach ich mianem określano oddziały wyspecjalizowane w walce wręcz
(tj. na bagnet oraz broń białą), a nie w miotaniu granatów. Artyleria
preferowała kule ciężkie (do rozbijania szeregów), szrapnel (odłamkowe na
dalekie odległości), kartacze (bo masakrowania szeregów z bliska jak „olbrzymia
śrutówka”), kul z materiałem wybuchowymi, rzadziej kul łańcuchowych, a głównie
w przypadku Brytyjczyków, także nowoczesnej broni rakietowej (zazwyczaj do wprowadzania
popłochu w szeregach nieprzyjaciela). Piechurzy na ogół posiadali obok broni
palnej bagnety. Oddziały wyborowe i podoficerowie dodatkowo tasaki. Oficerowie
broń białą sieczną jak szable czy pałasze. Wojska inżynieryjne (pionierzy,
saperzy, minerzy) mogli też posiadać toporki. Konnica posiadała szable lub
pałasze. Lansjerzy, landwera konna, kozacy i ułani posiadali broń drzewcową
przy szarżach.
Armia Koalicji
Brytyjsko-Niderlandzkiej
Skład Koalicyjnej Armii
Brytyjsko-Niderlandzkiej liczył 106 tysięcy ludzi i 216 dział. Na jej czele stał marszałek
polny Arthur Wellesley książę Wellington. Piechota i artyleria zorganizowane
były w dwóch korpusach, przy czym I Korpus złożony był głównie z wojsk
niderlandzkich i dowodzony był przez Księcia Orańskiego Wilhelma. Korpus
zawierał 1 i 3 Dywizję brytyjską oraz 2 i 3 Dywizję niderlandzką. W jego skład
wchodziły też bataliony piechoty lekkiej KGL w ramach 3 Dywizji brytyjskiej. II
Korpus dowodzony był przez brytyjskiego generała Lorda Rowlanda Hilla.
Zawierał 2 i 4 Dywizję brytyjską oraz 1 Dywizję niderlandzką. W skład 2 Dywizji
brytyjskiej, którą dowodził generał Henry Clinton, wchodziły niemieckie
jednostki z KGL oraz oddziały landwery hanowerskiej (wojska hanowerskie
charakteryzowały się podobnymi do Brytyjczyków czerwonymi kurtkami). Kawaleria
była zorganizowana w oddzielnym Korpusie Jazdy, na czele którego stał sir Henry
Paget książę Uxbridge, który pełnił rolę drugiego dowódcy i bezpośredniego
zastępcy księcia Wellingtona. Sam Artur Wellesley dowodził nie tylko całymi
siłami sprzymierzonymi, ale i odwodem, czyli pełnił rolę dowódcy głównego oraz
jednostek rezerwowych. Do Odwodu zaliczono 5 i 6 Dywizję brytyjską,
rezerwowe jednostki hanowerskie, Korpus brunszwicki oraz brytyjską rezerwową
artylerię. Ironia losu chciała, że to właśnie odwodowe siły zasłynęły ze
śmierci generałów dowodzących własnymi
korpusami.
Generał Thomas Picton, który
podczas bitwy nie walczył w regulaminowym umundurowaniu, dowodził 5 Dywizją
brytyjską. Zataił fakt odniesienia rany pod Quatre Bras aby móc dowodzić pod
Waterloo. Zginął w trakcie prowadzenia natarcia od trafienia pociskiem w
głowę. Miał na sobie cywilny kapelusz. Gdyby był ubrany w przepisowy mundur
szturmowy, posiadał ryngraf i czako, mógłby przeżyć to trafienie. Korpusem
Brunszwickim dowodził Fryderyk Wilhelm, Książę Brunszwiku, który poległ w
trakcie własnego natarcia pod Quatre Bras. Pewnymi błędami w dowodzeniu
wykazywał się książę orański, który także w trakcie walk został ciężko ranny, i
ledwo uszedł z życiem.
Sam marszałek polny Artur Wellesley
nie używał swojego regulaminowego munduru podczas decydującego starcia. Co prawda po balu miał na
sobie czerwoną kurtkę z przydzielonych do niej w ekwipunku dwurogiem z
pióropuszem i czakiem, jednak w momencie bitwy preferował czarny frak i
nieregulaminowy kapelusz dwurożny. Następne pokolenia oficerów i generalicji
będą wzorować się mundurowo na tym stroju księcia Wellingtona. Gdy żołnierze
i oficerowie na linii nadal będą nosić czerwone kurtki, generalicja i
oficerowie sztabu będą nosić mundury czarne. Regulaminowe umundurowanie
brytyjskie składało się z czerwonych kurtek u piechoty i dragonów. Kawaleria
miała własne barwy. Szczególnie bogatą kolorystyką cechowali się huzarzy. Henry
Paget, Książę Uxbridge, ubrany był w mundur generałów kawalerii, cechujący się
ciemnogranatową barwą, złocistymi lampasami i zapięciami, kurtką naramienną w
stylu huzarskim i bogatym czakiem, ze złocistymi ozdobami i pióropuszem. Na
filmach fabularnych na ogół przedstawiany jest błędnie, w mundurze huzarskim i
czapie niedźwiedziej – tak ubierał się raczej na uroczystości. Strzelcy
karabinowi (riflemen) nosili zielone kurtki polowe. Pułki szkockich
highlanderów wyróżniały się kraciastymi kiltami i charakterystycznymi
bermycami.
Wojska Brunszwickie i
Armia Pruska
Oddziały brunszwickie chodziły na
ogół na czarno. Na czakach mieli cechujące ich trupie czaszki. Umundurowanie żołnierzy
liniowych i generałów było podobne, więc rozpoznawano stopnie po insygniach i
epoletach. Brunszwickie formacje strzeleckie wyróżniały się jasnymi mundurami i
kapeluszami z czaszką na stosowanym rondzie.
Armia Pruska liczyła 128 tysiące
ludzi i 312 dział. Armią dowodził feldmarszałek Gebhard Leberecht von Blücher, książę Wahlstatt. Funkcję zastępcy pełnił szef sztabu generał
August Neidhart von Gneisenau, bohater spod Kołobrzegu.
Armia pruska podzielona była na 4 korpusy zawierające piechotę, konnicę,
artylerię, rezerwę, landwerę i pospolite ruszenie. I Korpus Pruski był dowodzony
przez generała Hansa Karla von Zietena, który pomimo zbieżności nazwiska
i generalskiego stopnia nie był spokrewniony ze słynnym fryderycjańskim generałem
Joachimem von Zietenem. II Korpus Pruski był dowodzony przez generała
Georga Ludwiga von Pircha, zwanego Pirch I. Jako Pirch II był
określany generał Otto Karl Lorenz von Pirch, a ten był dowódcą jednej z
dywizji w korpusie Hansa Karla von Zietena. III Korpus Pruski walczył
podczas bitwy pod Wavre. Dowodził nim generał Johann Adolf von Thielmann. Wreszcie IV Korpusem
Pruskim dowodził prominentny generał piechoty Friedrich Wilhelm von Bülow, książę Dennewitz. Zgodnie z Doktryną
Geisenaua, najstarsi wiekiem generałowie pruscy nie zostali powołani do walki. Stąd
generał piechoty Ludwik Yorck von Wartenburg nie dowodził żadnym korpusem. Żołnierze
pruscy nosili mundury w kolorze „pruskiego błękitu”. Wyjątki stanowiła kawaleria (mająca własne
umundurowanie), „czarne pułki”, landwera (nosząca litewki), oraz oddziały
jegierskie (zielone kurtki). Z uwagi na mały budżet w pruskiej armii często
żołnierze landwery nie mieli butów albo regulaminowych nakryć głowy. Walczyli
często z obandażowanymi głowami i stopami, aby stworzyć prowizoryczną ochronę
dla tych części ciała. Podobna sytuacja bywała w oddziałach ochotniczych.
Żołnierze nie mieli czak, ale kapelusze lub czapki, które gorzej chroniły przez
uderzeniem. Polowy generalski mundur pruski składał się z niebieskiej kurtki,
płaszcza w kolorze „pruskiego błękitu” (z czerwonym kołnierzem), zielonych
spodni z czerwonym lampasem, oraz polowej czapki generalskiej schirmmütze. Feldmarszałek Gebhard Leberecht von Blücher
nosił płaszcz dodatkowo wyposażony w pelerynę. Czarne mundury i kapelusze
dwurożne, w jakich przedstawia się pruskich generałów w fabularnych filmach
tematycznych, były noszone tylko wyjściowo. Na polu bitwy preferowano styl
uchodzący za mniej elegancki, ale bardziej praktyczny. Niektórzy pruscy
generałowie liniowi mogli nosić czaka i płaszcze bez epoletów (tak na
monumencie jest przedstawiany Friedrich Wilhelm von Bülow), co uniemożliwiało ich rozpoznanie przez wrogich
strzelców.
Szczegółowy przebieg
walk
Wszystkie cztery bitwy starcia
wokół Waterloo rozegrały się jak wspomniałem pomiędzy 16 a 19 czerwca 1815
roku. Jednakże do pierwszych starć francusko-pruskich doszło już 15 czerwca
pod Gilly. Starła się wtedy z Francuzami tylnia straż pruska. Generał
August von Gneisenau powiadomił Artura Wellesleya o tym wydarzeniu, a w tym
dniu książę Wellington brał udział, wraz ze śmietanką swojej armii, w balu u
księżnej Richmond. Wojaczka Brytyjczykom nie była w głowie, stąd informacja ta
była dla nich lekkim szokiem.
W samo południe 16 czerwca 1815
roku feldmarszałek Gebhard Leberecht von Blücher oraz marszałek polny Arthur
Wellesley spotkali się pod Brye celem omówienia sytuacji. Niespełna dwie godziny
później rozpoczęły się dwie bitwy. Pod Quatre Bras starły się sprzymierzone
wojska Koalicji Brytyjsko-Niderlandzkiej z grupą marszałka Michaela Neya. Pod
Ligny Napoleon Bonaparte bezpośrednio zaatakował Prusaków, którzy zajęli
pobliskie wioski wykorzystując je jako twierdze obronne. Bitwa pod Quatre
Bras zakończyła się zwycięstwem wojsk sprzymierzonych, które jednak poniosły
nieco większe straty w ludziach niż wojska napoleońskie. Obie strony straciły
ponad 4 tysiące ludzi. Jak wspomniałem wśród ofiar koalicji był dowódca
Kontyngentu Brunszwickiego książę Fryderyk Wilhelm. Z kolei bitwa pod Ligny
zakończyła się porażką wojsk pruskich. Podczas natarcia na wojska francuskie
niemal nie zginał sam feldmarszałek Gebhard von Blücher, który ciężko ranny
został przygnieciony przez swojego martwego konia. Oficerowie jego armii
szybko odciągnęli porywczego rannego dowódcę. Gdy feldmarszałek Gebhard von
Blücher dochodził do siebie funkcję dowódcy pełnił jego zastępca, generał August Neidhart von
Gneisenau. Gebhard von Blücher zaskarbił sobie przydomek „feldmarszałka naprzód”.
Wynikało to z jego porywczej taktyki polegającej na szybkich szturmie i
„zgniataniu” nim wojsk nieprzyjacielskich. Metoda ta jednak wiązała się z
dużymi stratami wśród dowodzonych przez niego wojsk, i często była ryzykowna
dla niego samego, co miało swoje potwierdzenie w incydencie pod Ligny. Warto
dodać, że Francuzi pod Ligny byli w stanie schwytać i pojmać pruskiego dowódcę
gdy leżał ranny i przygnieciony, jednak na szczęście dla koalicji nie
rozpoznali go. Być może miało to związek z tym, że pruscy dowódcy nie byli
przesadnie wystrojeni i nie rzucali się w oczy.
Decydujące starcie pomiędzy sprzymierzonymi
i bonapartystami odbyło się pod Waterloo 18 czerwca 1815 roku. Bitwa rozpoczęła się o 1130
ostrzałem sił księcia Wellingtona i szturmem francuskim na Hougoumont. Większość
wojsk brytyjskich i sprzymierzonych była schowana za wzgórzem, stąd kanonada
zadawała straty głównie wąskiej grupie wojsk niderlandzkich. Szturm na
Hougoumont niemal na cały dzień związał nacierające na gospodarstwo wojska
francuskie. Około 2 tysięcy Brytyjczyków odparło tam atak prawie 13 tysięcy
Francuzów. Około południa Francuzi schwytali pruskiego huzara mającego
powiadomić Brytyjczyków o wsparciu z ich strony dla nich w sile 30 tysięcy
żołnierzy. Napoleon nakazał wyciszyć te wiadomość pośród swoich ludzi i
wzmocnić prawe skrzydło swoich sił dodatkowym korpusem. Po godzinie 1300
Francuzi prowadzili silny ostrzał pozycji sprzymierzonych z 88 dział o
częstotliwości 2-3 pocisków na minutę. Pół godziny później Francuzi zaatakowali
brytyjskie pozycje. Po ich odparciu wojska brytyjskie, głównie jednostki
szkockie, zdecydowały się do zmasowanej kontrofensywy. W boju przy
dźwiękach dud ruszyli piesi highlanderzy oraz
konni Szarzy Szkoci. Atak ten nie przyniósł oczekiwanego rezultatu. W
jego wyniku Brytyjczycy ponieśli ciężkie straty, a także zginął wspomniany
generał Thomas Picton.
O godzinie 1600 na
odsiecz Brytyjczykom przybywają pierwsze jednostki pruskie z IV Korpusu
Friedricha Wilhelma von Bülowa. Francuska jazda próbuje nie dopuścić do połączenia
sił sojuszniczych nękając Prusaków. O godzinie 1630 marszałek
Michael Ney podjął fatalna decyzję o potężnej szarży ciężkiej kawalerii,
głównie kirasjerów, na stojące naprzeciw mu siły księcia Wellingtona. Brytyjska
piechota sformowała czworoboki, czyli formacje przeciw kawalerii
zbudowane z prostokąta tworzonego przez piechurów z wystawionymi na sztorc
bagnetami. Taka formacja sprawia, że biegnące na nią konie kawalerii wpadają
w panikę. Zwierzęta te boją się wystających ostrych metalowych narzędzi, a
czworoboki piechoty brytyjskiej ustawione ze wszystkich stron potęgowały wśród
nich panikę. Często stojący żołnierze z dalszych szeregów czworoboku
wymachiwali czakami, inni dodatkowo głośno wykrzykiwali, dodatkowo potęgując
panikę wśród koni. Ciężka jazda francuska, która szukała luk w formacjach
brytyjskich, padła w otaczające ją zewsząd czworoboki, przez co konie ich
wpadły w szaleńczy popłoch, który spowodował brak skoordynowanego i
racjonalnego działania. W wyniku tego wydarzenia Brytyjczycy ogniem kul dziesiątkowali
konie kirasjerów, które padając martwe tamowały drogę następnym kawalerzystom.
Postępowali tak zgodnie z zaleceniami dowódców, którzy odradzali strzelanie do
jeźdźców z uwagi na ich trudne do przebicia zbroje i hełmy. Piechotę brytyjską
wsparła dodatkowo ich jazda Henriego Pageta, księcia Uxbridge. Atak
kirasjerów był kompletną porażką, przez co Napoleon Bonaparte był na Michaela
Neya wściekły. O godzinie 1700 przybywa II Korpus Pruski i
ustawia się na prawo od IV Korpusu. Francuzi decydują się wtedy na zmasowane
natarcia połączonych sił pieszych i konnych, które nie przynoszą zamierzonych
rezultatów. Do godziny 1900 przybywały kolejne korpusy pruskie, w
tym spóźniony I Korpus Hansa Karla von Zietena. Francuzi bezskutecznie
atakowali wojska koalicji. Widząc przybywających Prusaków Napoleon uciekł
się do kłamstwa zmawiając gwardzistom, że to przybywa marszałek Emmanuel de
Grouchy. Ten słysząc odgłosy walki nie decyduje się wysłać tam swoich
wojsk. Po godzinie 1930 Napoleon decyduje się rzucić
najwierniejsze swoje jednostki, stanowiące jego militarny elektorat, czyli
Gwardię Cesarską. Przed tym natarciem Artur Wellesley wpadł na innowacyjny
na tamte czasy pomysł, aby położyć część swoich gwardzistów. Nacierająca
Gwardia Cesarska przez to nie widziała całkowitej ilości wrogów znajdujących
się naprzeciw nich. Gdy wszyscy Brytyjczycy wstali, francuscy wiarusi byli
zaskoczeni i zszokowani. Szybki i zmasowany ogień powalił wielu z nich,
zmuszając do odwrotu. To był pierwszy i ostatni moment w historii, w którym
Gwardia Cesarska została zmuszona do odwrotu. Oskrzydlonych gwardzistów
Brytyjczycy namawiali do kapitulacji, ale tamtym była milsza śmierć niż
poddanie się. Brytyjczycy silnym ogniem z broni strzeleckiej i artylerii
zmietli resztki otoczonej przez nich gwardii. Po 2015 I Korpus
Pruski przystąpił do ataku. Za godzinę było już po wszystkim. O 2200
feldmarszałek Gebhard von Blücher i sir Artur Wellesley spotkali się razem w
wiosce La Belle Alliance.
Tymczasem 19 czerwca zakończyła się
sukcesem francuskim bitwa pod Wavre. Pruski III Korpus Johanna Adolfa von Thielmanna
został pokonany. Emmanuel de Grouchy po usłyszeniu wieści spod Waterloo nie
zdecydował się na pomoc Napoleonowi. Gdyby tego dokonał, wynik całej kampanii
100 dni mógłby być zupełnie inny. Pomijając utratę wielu kirasjerów i
żołnierzy gwardii, wsparte wojska francuskie nowymi siłami byłyby w stanie
pokonać również poważnie osłabione wojska brytyjsko-pruskie. Tak się jednak nie
stało, i decyzja marszałka o nie wysłaniu wojsk do wsparcia cesarza była w
swoim rodzaju również decyzją o ostatecznej klęsce Napoleona Bonapartego.
Podsumowanie
Podsumowując, bitwa pod Waterloo
była tryumfem świata tradycyjnego i konserwatywnego nad światem rewolucyjnym i
wrogim kulturalnemu dziedzictwu chrześcijańskiemu. Powstrzymała raz na zawsze
wojujący jakobinizm, ale nie wyeliminowała rewolucjonizmu i kulturowego
wolnomularstwa. Zaraz po klęsce narodziła się legenda bonapartystyczna, której owocem
był po jakobinizmie nowy ruch rewolucyjny – karbonaryzm. Obecnie,
używając symboliki, dziś zza grobu śmieje się tryumfalnie duch Napoleona.
Pomimo, że przegrał pod Waterloo w 1815, dzisiaj tryumfuje w Unii Europejskiej,
która realizuje postulaty jakobińskiej rewolucji. Prusacy i Brytyjczycy
wygrali militarnie w 1815, ale czy na pewno odnieśli trwałe zwycięstwo? Czy
obecna Wielka Brytania i RFN są tymi samymi państwami, o które walczyli
marszałkowie Artur Wellesley i Gebhard von Blücher? Wygrali, ale czy na
pewno wygrali? Czy pojawi się nowa nadzieja dla świata, który uratowano w
czerwcu 1815? Odpowiedź na ostatnie pytanie pokaże nam czas. Teraz należy mieć
nadzieję, że pojawi się w Europie jakaś poważna polityczna siła, co ostatecznie
zmiecie dziedzictwo maszerującej jakobińskiej rewolucji raz na zawsze.