Polska nie broni się bez własnego
potencjału militarnego. Historia uczy, że polityka liczenia na zewnętrzną pomoc
przynosi tragiczne rezultaty. Ściąganie
Krzyżaków do Polski, celem walki z poganami, zakończyło się zaborem przez nich części
naszego terytorium. Sanacyjna polityka
„liczenia na zachodnich sojuszników” (francusko-anglosaskich), skończyła się we
wrześniu 1939 roku całkowitą katastrofą. Niestety krajowe elity, w tym te
deklarujące się jako „patriotyczne”, nie wyciągnęły z tego lekcji mimo szumnych
deklaracji realizowania przez nich tak zwanej „polityki historycznej”. W praktyce tak zwana „polityka historyczna”
jest de facto realizacją interesów anglosasko-syjonistycznych pod pretekstem
powoływania się na wyrwane z kontekstu wydarzenia sprzed lat.
Rząd
koalicji Zjednoczonej Prawicy zdobył władzę w 2015 roku na hasłach gwarancji
zmiany wobec mizernych rządów PO-PSL.
Co z tego wyniknie, to się okaże. Na razie w kwestii polityki zagranicznej czy organizacji
krajowych sił zbrojnych, Zjednoczona Prawica powtarza błędy swoich poprzedników.
Minister Obrony Narodowej, Antoni
Macierewicz, jakiś czas temu wybrał na swojego doradcę jakiegoś jankeskiego
studenciaka z wpływowej rodzinki. Ten na szczęście ten poddał się do dymisji po
fali krytyki ze strony internautów i memujących trolli. Prezydent Andrzej Duda obiecał zapomogę dla syjonistycznych i
demoliberalnych neobanderowców z Kijowa w wysokości 1 miliarda złotych. Jest
to suma dziesięciokrotnie większa od obiecanej przez jego „pożal się Boże”
poprzednika Bronisława „Bula”
Komorowskiego, zwanego przez innych „Bronkomorem”. Takie posunięcia nie są
żadną zmianą ale kontynuacją polityki Platformy Obywatelskiej.
Gabinet PO-PSL, przez środowiska
uważające się za „patriotyczne”, określany jest mianem „rządu zdrady narodowej”. Nie zwracają uwagi jednak na to, że sami
w pewnym sensie także dopuszczają się zdrady. Termin „zdrada” jest pojęciem relatywnym. Podobnie „interes
narodowy”, w świetle faktów, można naprawdę definiować wielorako. Obecnie „zdradę” pojmujemy generalnie „po jakobińsku”,
i tym terminem określamy tego, kto tępo i bezrozumnie nie popiera interesów
państwa bez oceny jego polityki. W
europejskiej tradycji chrześcijańskiej natomiast, zdradą jest odstępstwo od
dziedzictwa cywilizacyjnego Starego Kontynentu. W świetle tego, to nie Ludwik XVI zdradził Francje prosząc reakcyjne
państwa niemieckojęzyczne o interwencję w obronie tradycyjnego ładu, ale zdradzili jakobini, którzy wewnątrz
własnej ojczyzny wszczęli burdę, która doprowadziła ten kraj do ruiny oraz
zniszczyła resztki jego dawnego dziedzictwa i świetności. Obecnie PiS, podobnie jak dawniej PO, zdradza Polskę, bowiem niszczy
szczątki naszego dziedzictwa celem wprowadzania do nas ideałów rewolucji
amerykańskiej i (anty)francuskiej. Wynalazki pokroju demokracji, praw
człowieka, wolności słowa czy swobód obywatelskich nie mają nic wspólnego z tym
co było podwaliną do powstania naszej państwowości.
Wracając
do wątku dotyczącego pretensji „Zjednoczonej Prawicy” do poprzedników to, mimo
kilku racji, nie do końca opierają się o prawdę. Nie powinni za fatalne rządy obwiniać do spółki PSL.
Ludowcy często wyłamywali się
dominującej partii rządzącej w wielu moralnych kwestiach, zaś w polityce
zagranicznej reprezentowali polskie interesy narodowe znacznie bardziej niż PiS.
Ten w kwestii wspierania demoliberalnych neobanderowców nie różni się niczym od
PO. Gdy byłem na „Debacie kandydatów do Lubelskiego Sejmiku Wojewódzkiego” w
TVP Lublin, w listopadzie 2014 roku, ważny samorządowiec z PSL w rozmowach
zakulisowych przyznał rację krytyce wpierania neobanderowców. Zaznaczył, że dla
bezpieczeństwa nie mówi się wszystkiego.
Okres
rządów lat 2005-2007 był czasem reform, które inicjowane były przede wszystkim
przez narodową LPR oraz ludową „Samoobronę”.
Syjonistyczny i republikański PiS notorycznie bombardował ich konserwatywne i
pronarodowe postulaty. To Roman Giertych
jako Minister Edukacji Narodowej wprowadził mundurki i program „zero
tolerancji”. To LPR dała polskim matkom
becikowe (zwalczane przez takie gwiazdy PiS jak Jacek Kurski, obecny szef TVP). To Andrzej Lepper walczył o sprawy polskich rolników. To PiS stał przeciw całkowitemu zakazowi
aborcji i eutanazji jakiego domagała się Liga Polskich Rodzin. To w końcu bracia Kaczyńscy chcieli w 2005 roku
albo nowe wybory, albo koalicję z PO, i z wielką niechęcią zawiązali gabinet z
„Samoobroną” i LPR.
Legenda
prezydenta Lecha Kaczyńskiego to legenda człowieka, który świętował żydowską,
bluźnierczą Chanukę, podpisał „Traktat Lizboński” oraz był entuzjastą
reaktywacji syjonistycznej masonerii B’nai B’rith. Ponadto zanim objął najwyższy urząd w państwie,
zasłyną ze wstrzymania ekshumacji w Jedwabnem, przez co pozwolił na utrzymanie
etosu antypolskiego związanego z tamtą masową egzekucją.
Wracając
do wątku tytułowego nie sposób zauważyć, że odrodzenie potęgi Polski jest
możliwe tylko po odbudowaniu jej potencjału militarnego opartego o własne,
silne, i dobrze wyposażone jednostki.
Polityka „liczenia na sojuszników z NATO” będzie powtórką z błędów wspomnianych
na początku tego felietonu. Jeżeli taką drogę obiera obecny rząd, to prowadzi
nasze państwo nad skraj przepaści. Polska
nie może sobie pozwolić na rolę „mięczaka” wymagającego pomocy Paktu
Północnoatlantyckiego. Nasza ojczyzna musi przyjąć rolę „twardego gracza”
atrakcyjnego jako potencjalny sojusznik.
Aby
pozyskać liczną, regularną armię, zdolną do obrony przed mocarstwami atomowymi,
musimy przywrócić służbę poborową na uczciwych i sprawdzonych zasadach. Armia zawodowa jest jednym z fatalnych posunięć
rządu Platformy Obywatelskiej, które wymaga od nas natychmiastowego
sprostowania. Porzućmy błędną ideę armii
zawodowej, którą można zniszczyć w przeciągu jednego tygodnia. Wojska
pozyskiwane z poboru powszechnego winny mieć status obrony krajowej. Do zagranicznych misji wykorzystywać należy
jedynie oddziały specjalne będące
jednostkami w pełni zawodowymi.
Pobór winien być prowadzony na starych
zasadach, z podziałem na służbę zasadniczą
i podchorążych. Służba podchorążych
powinna być przeznaczona dla osób wykwalifikowanych. Sugeruję, aby jak dawniej,
kierować na nią fachowców, których kwalifikacje są przydatne dla wojska. Mówię
tu o inżynierach (kierunków stricte technicznych), kapelanach oraz o medykach.
Pozostałe osoby z wykształceniem wyższym, średnim technicznym oraz absolwenci
szkół elitarnych bez dyplomu, sugeruję kierować do służby podoficerskiej. Osoby
niewykwalifikowane, jak dawniej, winno się delegować do służby zasadniczej. Elementy marginalne, poprzez służbę
zasadniczą, będą poddane skutecznej i sprawdzonej resocjalizacji. Z
pewnością 2 lata służby zasadniczej będą o wiele skuteczniejszą lekcją niż
więzienie, gdyż ta instytucja bardziej demoralizuje niż resocjalizuje.
Pobór generalnie powinien obejmować też
i kobiety, szczególnie te o o zdiagnozowanej bezpłodności czy o walorach
fizycznych pozwalającym na konkurencję z mężczyznami. Wiele młodych panien próbuje w chuligaństwie przewyższać swoich
kolegów, stąd pojawia się konieczność poddania ich obowiązkowej służbie
wojskowej. Sama służba zasadnicza powinna trwać 2 lata z możliwością awansu
na kaprala. Stopień oficerski winno się uzyskiwać jedynie po odbyciu służby
podchorążych, po której to dopiero powinno się uzyskać przepustkę do Wyższej Szkoły Oficerskiej. Dobrym pomysłem byłoby również uzyskanie
prawa do możliwości studiowania po odbyciu służby wojskowej. Absolwenci
lepszych szkół, w nagrodę na wysiłek, odbywaliby roczne szkolenia
podoficerskie. Reszta natomiast, marząc w studiach, winna pierwej zmierzyć się
z dwuletnią zasadniczą służbą wojskową.
Podsumowując,
budowa tarcz antyrakietowych czy sprowadzanie do Polski jednostek amerykańskich,
przypomina mi żywcem dawny błąd Konrada Mazowieckiego. Tamten, do walki z poganami, wprowadził
nieodpowiedzialnie na nasze terytorium obce wojska Krzyżackie, które dodatkowo
błędnie ulokował w jednym miejscu. To spowodowało, że ośmieleni zbrojni
braciszkowie, utworzyli zakonne państwo kosztem naszych ziem. Tak samo mogą
zrobić obce wojska amerykańskie, gdy wpuścimy je do Polski. Pod pretekstem „obrony demokracji”, wojska
amerykańskie na pewno zawłaszczą nasze ziemie i będą w dalszej perspektywie
gnębić Polaków. Tylko własna, regularna, dobrze wyposażona i liczna armia
będzie w stanie obronić nasze granice przed potencjalnym napastnikiem. Jeżeli
ktoś tego nie dostrzega, to albo jest ślepy, albo głupi, albo jest zdrajcą.
Pozdrawiam,
Piotr Marek