Niemcy oraz Polska na początku
XXI wieku
Osobiście
rozróżniam szkodliwe działanie unijnych polityków niemieckich (i francuskich)
od tego, w jakim stanie własnym są realnie Niemcy (oraz Francuzi) od połowy XX
wieku do teraz (początku XXI wieku).
Same Niemcy (jak i Francja) są w pewnym sensie „podbite” po 1945 roku, i każdy
średnio-ogarnięty człowiek wie to na całym świecie. W UE to niewątpliwie
podstawowy gracz (rywalizujący z Francją), jak u nas PO czy PiS. Jednak Niemcy
(państwo RFN) nie jest to w pełni suwerenne państwo, realizujące jakieś własne
postulaty.
Gdyby
Niemcy byli wolnym graczem równym USA czy Rosji, to w Europie narzucano by
takie rzeczy jak: szacunek dla munduru, pogardę dla demokracji, ustrój cesarski
jako dominujący, a do tego pamiętamy o tych około 120 dniach postu w ciągu roku w I
Rzeszy. Przywódca Niemiec rywalizowałby z Papieżem o
pozycję w chrześcijańskim świecie (co było do I Wojny Światowej, nawet w
czasach „po oświeceniu”). Do tego awanturujący się pseudo-emigranci
byliby poddawani banicji, a w każdym kraju by propagowano produkcję ponad normę
europejską. Takie oto są narodowe wartości są
niemieckie. Bo tacy są żyjący w zgodzie z duchem swojego Niemcy.
Statystyczny Niemiec wspiera solidarnie
drugiego Niemca. Jednak, na razie, statystycznie, Polak drugiego Polaka, z
chorej rywalizacji wdeptuje w ziemię. Czego to się tu praktykuje? Nie wiem,
jednak ja na decyzyjnym stanowisku tego bym nie robił, i jako lider kilku
środowisk tego nie robię. Ja poznałem
Niemców żyjących po niemiecku. Zainspirowali mnie jak niegdyś Mieszka I. Chcę
tu wdrażać to samo podejście, bo uczyni nas zgraną i sensowną społecznością,
którą inni zaczną naśladować. Wtedy bycie Polakiem będzie czymś pożądanym
na drugim końcu świata, choćby w Indonezji. Na razie u nas króluje kolesiostwo
zamiast króla, więc ten stan musimy zmienić.
Wracając do tematu. Realnie RFN (Niemcy
jako państwo) to agenda polityki amerykańsko-izraelskiej (a pisząc „amerykańsko”
mam na myśli duet USA i Kanady), w której patriotów wsadza się do więzienia, a
wszelkie przejawy krytyki hegemona kończą się w zniszczeniem jednostki lub
całego ruchu politycznego. W dodatku mają sytuację podobną do Polaków. Niemcy są wewnętrznie skłócane przez
polityków i celebrytów. Pomijając fakt, że kto państwo federacyjne, sam kraj
jest rozbity na bardziej konserwatywny i patriotyczny kierunek
wschodnio-południowy, oraz bardziej ojkofobiczny, łykający jak gąbka
rozwiązania amerykańskie, a nawet rosyjskie, kierunek zachodnio-północny. Niemcy
o imieniu Sasza czy Masza, oglądający amerykańskie seriale (częściej puszczane
od krajowych), są tego przykładem. Często wyniki wyborów jakieś nienawidzące
swojego „germanolemingi” komentują, że „Saksonię należy otoczyć murem i
odgrodzić od reszty” (bo więcej głosów ma tam np. AfD).
Jak pojedziecie do Japonii, Chin,
Brazylii, Argentyny, Urugwaju, na Kubę, czy do jakiegoś kraju Afrykańskiego, to
nikt nie wskaże nigdy Niemiec jako głównego gracza - ponieważ każdy wie, że ten
słynny „posiadacz dumnego” zera bomb atomowych (kiedy mają je legalnie kraje, w
którym nadal trędowaci umierają na ulicach), rozwalonej przez „własny rząd”
armii czy rolnictwa taki nie jest. A „rząd” pisany wzięty w cudzysłów, bo jest
silny wobec Warszawy, ale miałki choćby wobec Ottawy, o Waszyngtonie nie
wspominając.
Niemcy
(czyli RFN) to najsilniejszy barak w skolonizowanej obcymi wpływami Europie,
realizującej ideologie wymyślane za oceanem lub we wschodniej Azji. Na potwierdzenie tego przykładem jest rozwalający niemieckie
rolnictwo czy energetykę „zielony ład”, mający swój początek w działalności
ruchu hippisowskiego, Woodstocku oraz założonej w Kanadzie międzynarodowej
organizacji Greenpeace.
Do Europy „zielona ideologia” trafiała na dobre w latach 80-tych XX wieku, a
była instalowana przez propagandę wyjeżdżających za ocean celebrytów, którzy
zaczęli lobbować jej głoszenie na politykach, a ci ją przyjmować w zamian za
poparcie tamtych w wyborach.
Dziwi mnie, że w Polsce nikt o tym nie
mówi. Być może to moje zadanie. Widocznie moim powołaniem jest nie tylko walka
o polską energię jądrową czy restaurację monarchii, ale też o budowę
prawdziwej, partnerskiej polityki z zachodnim sąsiadem. A w zasadzie nie tyle z
obecnym tym państwem, co z jego historycznymi, autonomicznymi mieszkańcami, który
wieki temu tworzyli nasze mieszczaństwo, patrycjat, duchowieństwo, a nawet
czasem chłopstwo i arystokrację.
I
na koniec coś kontrowersyjnego, ale każdy znawca Średniowiecza to potwierdzi.
Polacy, Niemcy, Austriacy, Czesi czy Słowacy są ze sobą spokrewnieni. Mieszkańcy dawnych monarchii, tworzący dziś te
narody mieszali się, o czym wspomniałem powyżej. Bajeczki pangermańskie i pansłowiańskie można
opowiadać jako fantastykę, a nie fakty historyczne. Polakowi bliżej do
Niemca niż Ukraińca czy Rosjanina. Niemcowi bliżej do Polaka niż do Norwega czy
tym bardziej Anglika. I tak podchodzili do tego tematu ludzie jeszcze do
połowy XIX wieku, zanim jakiś dziwny czynnik rozniósł po Rosji ideologię panslawizmu
i po Niemczech pangermanizmu, rozbijając walczące z rewolucjami monarchie, i
pozwalając po ich skłóceniu wprowadzić tu, w nowych republikach, ideały
rewolucji.
Pozdrawiam,
Piotr Marek