Na
samym wstępie napiszę, że szum wokół tzw. „ideologii gender” oraz „konwencji przeciwko zapobieganiu
przemocy” to nic innego jak szukanie
tematów zastępczych, które raz sztucznie dzielą społeczeństwo, a dwa promują
syjonistycznych „prawicowców” na rzekomych „obrońców cywilizacji”. Kiedy była u władzy koalicja Ligii Polskich
Rodzin, Samoobrony oraz Prawa i Sprawiedliwości, tylko
te dwie pierwsze partie robiły coś konkretnego dla narodu (becikowe,
szkolnictwo, rolnictwo, infrastruktura, gospodarka), natomiast PiS szukał jeno haków
na swoich koalicjantów celem ich zniszczenia. Tym samym PiS realizował
wytyczne swoich syjonistycznych i neokonskich mocodawców. Teraz ten sam PiS,
który poprzednio blokował LPR w inicjatywach „za życiem”, podchwycił ich hasła,
i niczym dawny AWS próbuje na nich zdobyć głosy „konserwatywno-katolickiego”
elektoratu. Oczywiście wielu głupich znowu da się na to nabrać, i ponownie oddadzą
Polskę pod władzę „solidaruchów”. Inna bezmózga banda dalej wesprze rządzącą
nami ekipę, pomimo tego, że podnosi ona wiek emerytalny, obciążenia finansowe,
likwiduje armię poborową, podpisuje ACTA, dewastuje gospodarkę czy nadużywa
publicznych pieniędzy.
Teraz przejdźmy do sedna sprawy. Propagowana
przez europejską lewicę „konwencja
przeciwko zapobieganiu przemocy” jest przedstawiana przez nich jako jedyne
lekarstwo na otaczające nas „zło”. Ich zdaniem „złem” jest przemoc, która
dotyka przede wszystkim kobiety, a jej źródłem są oczywiście tylko mężczyźni.
Przeciwnicy konwencji doszukują się w niej propagandy ideologii płci kulturowej (czyli tego tzw. gender), i uważają dokument za niegodny do przyjęcia. Z kolei
lewica odbija piłeczkę rzucając wyuczony slogan, o czym tamci nie zostawiają
sprawy bez odpowiedzi, i tak błędne koło się zamyka. W rzeczywistości jest to szukanie zwykłych tematów zastępczych, które
odwracają uwagę od rzeczywistego źródła problemu, które tkwi w ideologii hipisowskiej, której to owocem są:
narkomania, rozpusta, sodomia i ten cały „gender”. I tym samym zamykam ten
temat, podając prawdziwe źródło problemu. O tym kto stoi za hipisami wspominać nie
muszę, bo kulisy ich powstania są ogólnodostępne.
Propaganda
hipisowskiej „lewicy” i neokonskiej „prawicy” są oparte o kłamstwa, bowiem
jedni próbują wmówić, że źródłem przemocy jest tradycja i chrześcijański model
rodziny, zaś drudzy naginając pod siebie prawdę, podciągając chrześcijaństwo pod
swoje demoliberalne, syjonistyczne i globalistyczne hasła. Prawda jest
jednak taka, że problem przemocy wobec
kobiet nie istnieje. To zwykła bajka stworzona na potrzeby utrzymania
tematów zastępczych. Kobiety naprawdę
bardzo rzadko padają ofiarą nieuzasadnionej przemocy, nie zawsze też są „stroną
słabszą”, a ponadto żaden dokument przecież „magicznie nie sprawi”, że nagle
przestaną one być bite. Taką konwencją jedynie można sobie jedynie podetrzeć
pośladki po skorzystaniu z toalety, gdyż ona wcale nie rozwiązuje żadnego
problemu społecznego, a jest jedynie obiektem idiotycznego sporu społecznego. Zamiast tworzyć dokumenty o zapobieganiu
przemocy wobec słabszych, trzeba wprowadzić ogólnonarodowy program nauki obrony
przed napastnikami. W treści tego programu powinny się znaleźć: techniki walki, samoobrony przed silniejszymi napastnikami, większa przystępność dla broni oraz techniki jej obsługiwania. Tym
samym problem przemocy oczywiście nie zniknie, ale na pewno będzie o wiele
bardziej zredukowany. Oczywiście i w tym przypadku znajdzie się grupka
lobbystów przeciwko broni palnej, zaczną oni wyciągać przypadki „strzelanin w
szkołach amerykańskich” (z czego wiele z nich to wyreżyserowane fakty medialne),
ale ten problem można szybko zneutralizować udowadniając kłamliwość ich
argumentów.
Podsumowując, spór o konwencję
antyprzemocową oraz „gender” to zwykłe tematy zastępcze tuszujące źródło tych problemów
tkwiące w ideologiach ruchów hipisowskich. Wszechobecna „przemoc wobec
kobiet” to mit, bowiem znana nam większość ofiar ataków to mężczyźni. Kobiety nie zawsze są stroną „słabszą”,
gdyż atletki, mistrzynie sztuk walki czy panie trenujące ciężary do istot cherlawych
się nie zaliczają. Rodzina nie jest
żadnym źródłem przemocy, gdyż jej przyczyna de facto tkwi w patologii, nałogach
oraz niewierność wobec swojego współmałżonka. Ponadto mężczyzna nie jest
zawsze winowajcą, a kobieta stroną pokrzywdzoną. I tak na koniec jedno, na
zdrowy rozum. Tylko naiwniak albo głupiec
może myśleć, że jakaś konwencja „po psiejsku czarodziejsku” sprawi, że problem przemocy
nagle zniknie. Nie zniknie, bowiem to nie dekret ochroni ofiarę przed
napadem, ale skuteczne i wyćwiczone metody samoobrony przed aktami agresji. Tym
samy wiąże się konieczność powrotu poborowej służby wojskowej, oraz
przemyślenie sprawy objęcia także i kobiet obowiązkiem tejże służby.