Piotr Marek Blog

Archiwalny blog Piotra Marka zawierający wpisy sprzed kilku po powrocie do działalności.

Wyszukiwarka

czwartek, 4 kwietnia 2024

Piotr Marek – Kandydat do Rady Miasta Lublina KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy

 

Piotr Marek Kandydat do Rady Miasta Lublina

KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy

 

Kandyduję do Rady Miasta Lublina! Jestem ostatni na liście KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy w okręgu wyborczym nr VI (obejmuje dzielnice: Abramowice, Dziesiąta, Głusk, Kośminek, Wrotków, Zemborzyce).

7 kwietnia proszę Was o głos!

Jaki mam program dla okręgu i miasta Lublina?

- Wprowadzenie sekundników przy sygnalizacjach świetlnych;

- Poprawa jakości dróg w Lublinie;

- Sygnalizacja na skrzyżowaniu Wrotkowskiej i Diamentowej;

- Więcej węzłów komunikacyjnych łączących dzielnice z centrum;

- Przyspieszenie planów na rewitalizację Zalewu Zemborzyckiego;

- Większa ilość miejsc parkingowych;

- „NIE” dla stref zakazu wjazdu dla prywatnych samochodów;

- Dodatkowe wybiegi dla zwierząt w mieście;

- Pragnę też strefy ekonomicznej na południa Lublina, nie sypialni!

Co zrobiłem dla swojego okręgu i miasta?

- Wspierałem Toasty za Unię Lubelską oraz Marsze Unii Lubelskiej;

- Działałem Zarządzie Rady Dzielnicy Wrotków kadencji 2019-2023;

- Głosowałem za wszystkim, w czym szedłem do Rady Dzielnicy;

- Wywalczono remont ulic Samsonowicza i Starej Nałkowskich;

- Brałem udział w akcji sadzenia drzew w okolicy ulicy Zalewskiego;

- Uczestniczył w społecznych akcjach sprzątania własnej dzielnicy;

- Aktywnie wspierałem powstanie ławek przy Parafii Jana Pawła II;

- Zaangażowany byłem w walkę o biletomat przy Medalionów 02;

- Brałem udział w panelach o rewitalizacji Zalewu Zemborzyckiego;

- Głosowałem za traktem między Samsonowicza i Diamentową;

- Byłem też za remontem Samsonowicza oraz Starej Nałkowskich;

Jakie pełniłem i pełnię funkcje?

- Jestem Liderem Klubu Konfederacji Lublin;

- Jestem jedynym aktywnym od początku działaczem Konfederacji na liście w moim okręgu!

- Działam przy lubelskich strukturach Nowej Nadziei;

- Działałem w Zarządzie Rady Dzielnicy Wrotków (kadencji 2019-2023);

- Jestem Wiceprzewodniczącym Obywatelskiego Ruchu Energetyki Jądrowej (OREJ);

- Jestem w Generalności Konfederacji Spiskiej;

- Jestem liderem i inicjatorem lubelskich struktur OREJ i Konfederacji Spiskiej;

- Działam także przy stowarzyszeniu Wolna Lubelszczyzna;

- Od 2009 roku w Klubie Zachowawczo-Monarchistycznym;

- Publicysta periodyku „Monarchista – Pismo Przełomowe” (2009-2011);

Moje poglądy polityczne? Merytoryczne, konserwatywne, katolickie, monarchistyczne, wolnościowe i wielowektorowe w geopolityce! Kiedyś byłem działaczem narodowym, który wyewoluował do konserwatywnego monarchisty wolnościowego. Najlepszą opcją w Konfederacji, dla rozwoju tych przekonań w Lublinie, jest partia Nowa Nadzieja. W geopolityce jestem przeciwny uwiązaniu Polski pod dyktando jakiejś strony. Popieram alternatywne rozwiązanie geopolityczne, wolne od monopolu postjakobińskiej strony USA-UE oraz neosowieciarskiej opcji Rosja-Chiny.

Pozdrawiam!

Piotr Marek

sobota, 23 marca 2024

Piotr Marek Oświadczenie Działacza Kandydata KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy


Człowiek w przeciągu swojego życia uczy się i zmienia. Wpływ na jego decyzje często ma środowisko, w którym działa. Tak jest też ze mną. Obecnie moje poglądy można opisać jako monarchistyczne i wolnościowe. Dawniej reprezentowałem organizacje określane jako narodowe, ale jest to już historia. Swoją przygodę z działalnością zacząłem w 2008 roku, kiedy podjąłem decyzję o wstąpieniu do KZM kierowanym przez prof. Adama Wielomskiego, którego poglądy miały ogromny wpływ na moją osobę w tym czasie.

Kiedyś żyłem w błędnym przekonaniu, że polityka Rosji i Białorusi reprezentuje geopolityczny kurs konserwatywny. Okazało się, że tak nie jest. Polityka tych krajów kieruje się ideologią, którą określam jako „neosowietyzm”. Stanowczo odcinam się od tej ideologii. Dodam, że nawet nigdy nie miałem z nią nic wspólnego. Potępiam zbiornie popełniane przez wszystkie strony konfliktu na świecie. Zawsze potępiałem wojny prowadzone przez USA i Izrael, a dziś potępiam wojnę prowadzoną przez Rosję na Ukrainie.

Nie popieram polityki Rosji i Białorusi. Wszelkie próby przypisywania mi poglądów popierających politykę tych krajów uznaję w chwili obecnej za naruszenie moich dóbr osobistych, wobec których będę podejmował kroki w obronie mojego dobrego imienia. To, że kilkanaście lat temu przedstawiałem stanowisko organizacji, która coś popierała nie oznacza, że utożsamiam się z tym teraz. Człowiek może się czasem mylić.

Wojnę prowadzoną przez Rosję przeciwko Czeczenii od zawsze potępiałem. Jednak uznaję za obelgę wobec mnie przypisywanie mi poglądów prorosyjskich obecnie. Dowodem tego są moje aktualne wypowiedzi czy wspierane przez moje organizacje mnie inicjatywy jak Trójkąt Karpacki czy porozumienie z konserwatystami z Austrii. Odcinam się od ludzi aktywnie popierających obecnie politykę neosowiecką Rosji i Białorusi, fałszywych sympatyków Konfederacji Korony Polskiej, a także nie miałem, nie mam i nie będę miał nigdy nic wspólnego z partią Zmiana i wszelkimi ruchami propagującymi kurs neosowiecki.


Pozdrawiam,

Piotr Marek

piątek, 22 września 2023

Piotr Marek: Program kandydata do Sejmu X Kadencji

 Program wyborczy do Sejmu X Kadencji

Program Konfederacji jest zawarty w „Konstytucji Wolności”, oraz wcześniej wydanych przez tę formację broszurkach. Program Konfederacji jest moim programem. Jednak niektórzy dopytują mnie o mój program, moje postulaty, to co mnie wyróżnia spośród innych kandydatów. Często pytają o to ludzie, którzy dobrze moje poglądy znają, bowiem czytali wszystko, co pisałem lata temu, ale niestety nie zachowało się w sieci. Jednak w żadnym miejscu nie składałem pustych obietnic. W tej kampanii idę już jako doświadczony działacz, który zbudował struktury dwóch organizacji, organizował konferencje, oraz działając w dzielnicowej radzie przyczynił się do ukończenia spraw nie realizowanych przez ekipy poprzednich kadencji. Moja „piątka” nie jest zbiorem haseł czy obietnic, ale prezentacją tego co zrobiłem w polu lokalnym, a chcę realizować na polu ogólnokrajowym. Zaczynamy więc prezentować moją piątkę:

1. Jestem inżynierem z wykształcenia i doświadczenia, oraz wiceprzewodniczącym Obywatelskiego Ruchu na rzecz Energetyki Jądrowej (OREJ). Zbudowałem struktury lubelskie tej organizacji i już drugą kadencję jestem w jej zarządzie krajowym. Współorganizowałem dwie konferencje naukowe na temat energii jądrowej. Brałem udział jako ekspert w pracach najmniej dwóch zespołów parlamentarnych. W OREJ nie siedzą same ideowe małolaty, ale organizację tworzą doświadczeni inżynierowie z branży, którzy przepracowali w zawodzie kilkadziesiąt lat. Takie właśnie grono zaakceptowało moją osobę na to stanowisko. I to grono osób chcę reprezentować. Inżynierów, którzy w tym kraju nie mieli swojego głosu w polityce. Polityce od 1989 roku zmonopolizowanej przez wykładowców i nauczycieli przedmiotów humanistycznych, którzy nie mają kompetencji pokierować technicznymi resortami. Inżynierów, którzy są zawodem drugiej kategorii w Polsce, podczas gdy w Niemczech stanowią elitę lepiej opłacaną niż tzw. „gwiazdy telewizji”. Inżynierów, którzy kończą studia nie mniej trudne niż lekarze, ale dziwnym trafem nie są tak szanowani jak ich koledzy po uczelniach medycznych. Inżynierów, którzy za byle błąd idą do więzienia z wyroku prawnika, który nie ma zielonego pojęcia o tym, z czego sądzi kogoś lepiej wykwalifikowanego od siebie. Inżynieria to mój pierwszy punkt i główny punkt.

2. Działałem w Zarządzie Rady Dzielnicy Wrotków kadencji 2019-2023. Mam więc doświadczenie w działalności polegającej na realizacji obowiązków wynikających z mandatu. Tylko, że praca na rzecz lokalnych dróg, ławek czy drzewek to dla mnie za mało. Chcę rozwinąć swoją działalność na szerszą skalę. Podczas mojej kadencji dokończono będącą w kiepskim stanie przez lata ulicę Samsonowicza. Zbudowano w końcu trakt pieszy łączący wspomnianą ulicę z Diamentową. Mówi się, że „prawdziwy mężczyzna musi zasadzić drzewo”, a ja za darmo dla mojej dzielnicy zasadziłem z ludźmi kilka. Nie unikałem społecznej pracy polegającej na sprzątaniu własnej okolicy. Tylko, że chcę tak działać na szerszą skalę. Nie tylko dla Wrotkowa, ale najmniej dla mojego województwa.

3. Jestem w Generalności Konfederacji Spiskiej. Poważna organizacja propagująca w Polsce restaurację idei monarchistycznej powierzyła mi funkcję przedstawiciela jej zarządu krajowego. To kolejne wyróżnienie dla mnie. Tym bardziej, że z tym stowarzyszeniem współpracują podobni ludzie z Niemiec, Czech, Austrii czy Rumunii. Marszałek Konfederacji Spiskiej jest zapraszany na dwory. Promuje polską kulturę, tradycję i historię opartą o kroniki pisane przez świadków, a nie o filmy czy książki fabularne. Konfederacja Spiska współorganizuje Marsze Unii Lubelskiej i Toasty za Unię Lubelską. Jest więc krzewicielem polskiej tradycji. A ja jestem jej przedstawicielem władz krajowych. I to uważam za konieczne, aby to też realizować przy użyciu mandatu posła.

4. Zawsze reprezentowałem tylko i wyłącznie środowiska antysystemowe. Jestem w zgodzie z koalicjantami. Przewinąłem się przez działalność zarówno w partii zwanej do niedawna KORWiN, a dziś znanej pod nazwą Nowa Nadzieja, jak i w Konfederacji Korony Polskiej. Koledzy z Ruchu Narodowego są partnerami w organizowaniu konferencji o energetyce jądrowej. Umiem dogadywać się z koalicjantami, spokojnie wymieniać z nimi zdanie, gdy się różnię, i uczciwie współpracować, gdy się zgadzamy. Konfederacja to coś, czego oczekiwałem, i mam. Nie pozwolę rozbić tego wspaniałego projektu.

5. Napisałem w haśle: wiara, wolność, rodzina, własność, 1 dom i 2 samochody. To mojego motto na te wybory. Wiara, wolność, rodzina, własność, to wartości które łączą Nową Nadzieję, Konfederację Korony Polskiej i Ruch Narodowy. 1 dom i 2 samochody to gra słów między hasłem Konfederacji a moim miejscem na liście. I nie jest to populizm, ale zawarte w nim przesłanie, że każdy chętny do działania Polak może mieć wszystko, na co sobie zapracuje. I system nie będzie mu dyktował, czy ma prawo do domu z piecem węglowym, czy samochodu z silnikiem Diesla. Będzie mieć wszystko, na co sobie uczciwie zapracuje. To jest wszystko, co mnie wyróżnia. 

15 października 2023 roku proszę Was o głos!


Piotr Marek, nr 12 na liście Konfederacji w okręgu nr 6 (Lublin)

poniedziałek, 31 lipca 2023

Wywiad z Reporter 24. Temat: Monarchizm

Wywiad z dnia 10 lipca 2023 roku

Witam Was wszystkich. Przed Państwem Piotr Marek, lider Klubu Konfederacji Lublin oraz lokalnych środowisk monarchistycznych. Viva Cristo Rey!

1) Jakie organizacje Pan reprezentuje i czym się zajmują?

Reprezentuję kilka organizacji. Poza moim Klubem Konfederacji oraz partią KKP jestem członkiem Generalności Konfederacji Spiskiej, działaczem KZM, Rycerzem Rycerskiego Zakonu św. Kazimierza Królewicza. Jest też stowarzyszenie OREJ, ale zajmuje ono się sprawami technicznymi. Z monarchistycznych to przede wszystkim KS. Jestem koordynatorem na Lublin i przedstawicielem władz organizacji wpisanej w KRS. 

2) Jak długo prowadzi Pan działalność?

W zasadzie już w gimnazjum byłem delegatem młodzieży podczas prac Rady Osiedla Nałkowskich w Lublinie. Teraz Rad Osiedli nie ma, są Rady Dzielnic. Jako monarchista działam oficjalnie od  lutego 2009 roku, ale nieoficjalnie już wcześniej. Byłem także publicystą m.in. periodyku „Monarchista – Pismo Przełomowe”. W Konfederacji Spiskiej działam od czerwca 2015 roku. W maju 2019 roku zostałem koordynatorem struktur lubelskich, a od kwietnia 2022 roku wybrano mnie Generalności KS. W zakonie rycerskim jestem od listopada 2022 roku, czyli od niedawna. W między czasie byłem Członkiem Zarządu Rady Dzielnicy Wrotków kadencji 2019-2023. Udało się w tym czasie zrobić kilka traktów, których potrzebowali mieszkańcy od 30 lat. 

3) Dlaczego Monarchia? Jaką ma przewagę nad demokracją?

Monarchia jest naturalna dla Europy, czyli też dla Polski. Wszystkie stare kraje Europy powstały jako monarchie. To element ich dziedzictwa przodków. Coś nierozerwalnie związane z naszą tradycją, jak język czy kultura. Ma też charakter duchowy, bo w monarchii „Władza pochodzi od Boga”. Narzucanie przez amerykanów nam demokracji niczym się dla mnie nie różni od narzucania nam języka angielskiego. Demokracja to czymś nam obcym, sprzecznym z piastowskimi wartościami chrześcijańskimi, stojącymi u podstaw naszej polskiej tożsamości. Monarchia poza tym jest tańsza. Król, dwór i gwardia są tańsze niż izby parlamentarne, partie polityczne, rozbudowany aparat służb właściwych republice. Nawet jak mamy nieuczciwego króla, to i tak ciągnie tylko dla siebie i swojej rodziny, a nie jak w demokracji, gdzie notorycznie kradną tysiące dla siebie, swoich rodzin i znajomych. Ponadto monarchia jest szybka w podejmowaniu działania. Jak mamy problem to jest on przedstawiony od razu. Decyzja zapada natychmiast. Nie ma tak jak w republice, gdzie szereg instytucji „nic nie może” i jedna spycha sprawy na drugą, a mym mamy nic nie załatwione. W monarchii tego nie ma, i decyzja zapada od razu, a jak jest odmowna, to z uzasadnieniem.

4) Co jest najbardziej irytujące w prowadzeniu działalności monarchistycznej?

Irytuje mnie lekceważące podejście do nas ze strony dziennikarzy i ogółu polityków republikańskich. Zawsze monarchiści są zaczepiani złośliwymi pytaniami o to „kto ma być królem?” albo „czy chcesz być królem”. Idąc tym tropem, to ktoś, kto popiera republikę, od razu chce być posłem lub prezydentem? Raczej nie. Tak samo jest z monarchistami. Nam chodzi o zmianę systemu, a nie o obsadzanie stanowisk swoimi ludźmi. Monarcha wyłoni się sam, jak było w przypadku pierwszych Piastów. Władza pochodzi od Boga…

5) Jakie perspektywy dla idei monarchistycznej widzi Pan w obecnej Polsce i Europie?

Mamy widoczny kryzys demokracji, bo ona się nie sprawdza nigdzie na świecie, poza chyba Ameryką. Widzimy wyraźny zwrot w kierunku ruchów antysystemowych od 2018 roku. W tym widzę szansę na powrót monarchii, która może okazać się idealnym rozwiązaniem na pokonanie patologii obecnego systemu. Lata temu, Marszałek Konfederacji Spiskiej, Pan Jan Lech Skowera kiedyś wspominał o przeprowadzonych sondach ulicznych z których wynikało, że coraz więcej ludzi pozytywnie rozpatruje koncepcję powrotu króla w Polsce.

6) Dlaczego Pana zdaniem demokracja jest gorszym ustrojem niż monarchia dla Polski i Europy?

Jak wspomniałem, demokracja w Europie się nie sprawdziła. Już w Antycznej Grecji, gdzie wymyślono starożytną formę tego ustroju, praktykowano ją tylko kilkadziesiąt lat, po czym znowu wrócono do systemu despotycznego. Tam jednak też była inna demokracja niż ta amerykańska, bowiem obywatelem był Tm tylko ten, kto odbył służbę wojskową. Nie dostawał każdy praw za nic, jak teraz. Sama demokracja wcale nie leczy z patologii systemowych, lecz pogłębia je mnożąc razy kilkaset. Kłopot jednego króla i jego otoczenia zastępuje się problemami kilkuset parlamentarzystów i setek tysięcy przedstawicieli sfery budżetowej republiki. Demokracja nie okazała się władzą ludu, lecz tyranią większości. Nie mamy jednego władcy absolutnego nad sobą, lecz kilkuset tyranów wspartych pomocą szeregów instytucji oraz służb. Wbrew pozorom nie daje ona wolności, tylko ją odbiera. W dawnych monarchiach, nawet zaborczych, człowiek za byle co dostawał kilka tygodni więzienia, zaś wyrok pół roku uchodził za skandalicznie wysoki. W republice za to samo człowiek lekką ręką idzie na kilka lat. Były jedynie surowe wyroki za najcięższe występki, jak gwałt czy morderstwo, a dziś można dostać za większe zakłócanie porządku publicznego nie raz podobny wyrok jak za tamte. Restauracja monarchii z tym może skończyć z tymi absurdami. Zakończę wszystko słowami hymnu „Dobrego Króla racz nam wrócić Panie!”.



Wywiad przeprowadził: Jarosław „Jaro” Kupraszewicz

Pozdrawiam,

Piotr Marek

niedziela, 11 czerwca 2023

Na czym polega praca samorządowca?

 Na czym polega praca samorządowca?


Wstęp. Nazywam się Piotr Marek. W latach 2019-2023 miałem okazję zdobyć swoje doświadczenie samorządowe. 10 marca 2019 roku uzyskałem mandat radnego Rady Dzielnicy Wrotków. Po roku kadencji wybrany zostałem na Członka Zarządu Rady Dzielnicy Wrotków. Z tego powodu chcę podzielić się z Wami moimi doświadczeniami na ten temat.

Czym jest Rada Dzielnicy? Można natknąć się na wiele definicji Rady Dzielnicy w materiałach źródłowych. Ja określam ją w taki sposób: Rada Dzielnicy jest to jednostka wspomagająca instytucje, służby mundurowe i organy samorządowe w podejmowaniu decyzji na powierzonym jej obszarze. Skład Rady Dzielnicy wyłaniany jest w wyborach ogłoszonych przez organ ją nadzorujący. Jej celem jest realizowanie zadań, na terenie powierzonej mu dzielnicy, w oparciu o odpowiednie uchwały i przepisy. Rada Dzielnicy ma także za zadanie wspierać mieszkańców pomocą w ich lokalnych inicjatywach oraz problemach.

Prawne określenie jest następujące: Rada Dzielnicy stanowi organ jednostki pomocniczej gminy. Działa na mocy uchwały Rady Gminy, w oparciu o artykuł 5 ustawy, z dnia 8 marca 1990 roku, o samorządzie gminy (Dziennik Ustaw z 2023 roku, pozycja 40). Zasady jej tworzenia, podziału, a także jej znoszenia, określa zaś Statut Gminy.

Liczba mandatów Rady Dzielnicy jest zależna od ilości mieszkańców znajdujących się na podległym jej terenie. W dzielnicach poniżej 20 tysięcy mieszkańców liczba mandatów wynosi 15, zaś powyżej tej ilości 21.

Władzę wykonawczą, siłą decyzyjną, tego organu jest Zarząd Rady Dzielnicy. Składa się  najmniej z 3 osób: przewodniczącego, zastępcy i sekretarza. To jest niezbędne minimum. W zależności od statutu rady, mogą być powołane dodatkowe osoby jako dodatkowi członkowie  jej zarządu. Zarząd w takim wypadku liczy 3 lub 5 osób. Wiele ich statutów wymaga wyłonienia albo 2 dodatkowych Członków Zarządu, albo wcale. Zarząd podejmuje decyzje o tym, jaki będzie przebieg posiedzenia Rady Dzielnicy, jakie punkty zostaną poddane pod głosowanie, czy to, które problemy jesteśmy w stanie legalnie rozwiązać. Same posiedzenia Rady Dzielnicy prowadzi z kolei Przewodniczący Rady. Ma 2 zastępców. Liczba tych osób zaś jest stała i wynosi 3. Tak stanowią przepisy, których nie da się zmienić na poczekaniu.

Jakie jest wsparcie ze strony Rady Dzielnicy dla Rady Miasta? Określenie opracowane przeze mnie jest ogólne, ale oddające sens funkcjonowania tego organu samorządowego. Określenie prawne zawiera jednak podstawy prawne jej funkcjonowania, jednak nie oddaje w pełni sensu tego, czym się zajmuje. Z tego powodu polecam używania obydwu tych definicji. Napisałem, że Rada Dzielnicy jest to jednostka wspomagająca instytucje, służby mundurowe i organy samorządowe w podejmowaniu decyzji na powierzonym mu obszarze. Jednym z takich organów jest oczywiście Rada Miasta.

Radni miejscy nie są w stanie skrupulatnie ogarnąć wszystkich problemów mieszkańców w swojej miejscowości. Mieszkańców jest często bardzo duża ilość na niemałym obszarze. Dlatego konieczne jest istnieje pomniejszej jednostki samorządowej, która obejmuje znacznie mniejszy teren, na którym mieszka znacznie mniej ludzi, przez co jest w stanie lepiej zdiagnozować wszystkie problemy na takim obszarze.

W liczącym prawie 400 tysięcy mieszkańców Lublinie mamy 31 radnych, których wyłaniamy z 6 okręgów. Jeden z nich liczy 6 mandatów, pozostałe zaś po 5. W moim okręgu wyborczym do Rady Miasta, nr 6, obejmującym dzielnice: Wrotków, Dziesiąta, Abramowice, Zemborzyce, Głusk i Kośminek jest 5 radnych miejskich. Nie jest możliwe, aby każdy z nich zdołał dogłębnie przeanalizować wszystkie problemy, jakie mamy na ich terenie. Dlatego każdy Radny Miejski powinien obserwować prace Rad Dzielnic. Dobrze jest, jak wybierze on tę, która reprezentuje dzielnicę, z której pochodzi. Dzięki temu rozpoznają precyzyjnie znacznie więcej problemów, które potem można próbować wyeliminować.

Jak działa Rada Dzielnicy? W ostatnim zdaniu warto podkreślić słowa próbować wyeliminować. Dlaczego próbować, a nie wyeliminować? Bo Rada Dzielnicy nie jest instytucją mającą władze absolutną. W Radzie nie zasiada 15 lub 21 lordów z władzą dyktatorską, lecz 15 lub 21 ludzi mających głos za, przeciw, wstrzymujący się lub posiadających prawo do odmówienia udziału w głosowaniu. Dlatego każdy mieszkaniec, chcąc uzyskać wsparcie od Rady Dzielnicy, nie powinien przysłowiowo „suszyć głowy” jednej osobie, bowiem ta nie jest dyktatorem lokalnym, ale przekonać do siebie najmniej kilku jej przedstawicieli, aby mogli zagłosować „za rozwiązaniem” jego problemu. Działania Rady Dzielnicy, dotyczące nieruchomości, mogą obejmować jedynie te znajdujące się w posiadaniu miasta. Nie może więc wpływać na to, co należy do wojska, instytucji państwowych, terenów prywatnych czy wreszcie terenów spółdzielni mieszkaniowych. Wiele osób, w tym przypadku, popełnia błąd, oczekując od Radnego Dzielnicowego rozwiązania problemu leżącego w kompetencji lokalnej spółdzielni mieszkaniowej, bowiem wykracza to poza jego kompetencje. Działamy w oparciu o przepisy, a nie „własne widzimisię”.

Rada Dzielnicy nadzoruje oraz wspomaga pracę Dzielnicowego. Do jej zadań należy choćby współpraca z funkcjonariuszem, którego praca jest co roku oceniana przez Radę Dzielnicy. Zostaje wystawiana tzw. „Opinia o pracy Dzielnicowego”, w której przedstawione jest wspólne stanowisko członków rady na temat jakości działań tego funkcjonariusza.

Jak wspomniałem na początku rady liczą, w zależności od ilości mieszkańców dzielnicy, 15 lub 21 członków. Dla prawomocności każdego głosowania na posiedzeniu wymagane jest kworum. Osiąga się ono, gdy jest obecnych najmniej połowa członków rady, a za przegłosowany postulat uznaje się taki, który dostanie najmniej połowę głosów „za” od osób obecnych i uprawnionych do głosowania. W przypadku Rady Dzielnicy Wrotków kworum uzyskiwaliśmy przy 8 osobach obecnych, zaś przy minimalnej frekwencji na posiedzeniu wystarczyło 5 głosów „za”, aby projekt został przegłosowany, lub 5 głosów „przeciw”, aby został odrzucony.

Jakie inne działania podejmują przedstawiciele Rady Dzielnicy? Praca w samorządzie to nie tylko posiedzenia i głosowania. To także angażowanie się w sprawy lokalne oraz szukanie projektów, które moglibyśmy jakoś wesprzeć. Rada Dzielnicy ma co roku przydzielane fundusze z budżetu miejskiego w ramach tzw. „Rezerwy Celowej”. Jest to suma większa niż 100 tysięcy PLN, ale nie większa niż 200 tysięcy PLN. Można ją wydać na budowę i remont ławek lub śmietników znajdujących się w pasie zieleni należącej do miasta. Inwestować można w remonty i budowy dróg, ulic i chodników. Wspierać można także przedsięwzięcia kulturalne i społeczne. Rada Dzielnicy, w świetle przepisów, nie może bezpośrednio ingerować w obiekty kultu religijnego czy partie polityczne. Może jednak wesprzeć festyny i wydarzenia kulturalne znajdujące się pod ich patronatem. Przedstawiciele rady angażują się także w akcje społeczne, jak sprzątanie swojej dzielnicy czy sadzenie na jej terenie drzew. Takie działania przyczyniają się do lepszej integracji samorządowców z mieszkańcami.

Zakończenie. Jestem zadowolony z tego co zrobiłem. Za rządów rady mojej kadencji, przy moim wkładzie własnym dokonaliśmy remontu ulicy Samsonowicza, która była zniszczona już jakieś 30 lat. Poprzednie kadencje nie zrobiły w tej sprawie prawie nic. Dzięki determinacji naszej powstał duży trakt łączący ulice Samsonowicza z Diamentową. Radny Miejski z naszej dzielnicy z głębokim żalem pożegnał się z naszym składem dziękując nam za wykonaną przez nas pracę. Mam nadzieję, że zainspiruję tym was. 


Treść wykładu to plan wystąpienia z 01 czerwca 2023 roku w Lublinie.

Pozdrawiam przedstawicieli PAK Astrea Lublinensis!

Piotr Marek



środa, 24 sierpnia 2022

Ćwiartki ćwierćinteligentów na osiach głupoty.


Ćwiartki ćwierćinteligentów na osiach głupoty


Polityka to nie miejsce na dziecinne głupoty! Nie wolno nam wyrzec się tradycji przodków za garść dolarów. Postanowiłem raz na zawsze rozprawić się z tymi wszystkimi dziecinnymi „osiami” i „ćwiartkami”, propagowanymi przez amatorów pozujących na „ekspertów” w dziedzinie polityki. Od kilku lat uważałem to za konieczne. Jednak 6 sierpnia 2022 roku miarka się przebrała! Te kropki na wykresie mogą zniweczyć wszystko, na co od wieków pracowali nasi przodkowie. W 2025 roku środowiska tradycjonalistyczne i monarchistyczne szykują się do świętowania Millenium Królestwa Polskiego. Teraz cały dorobek dzieła Mieszka I niweczy się jakimiś „ćwiartkami” i „osiami”, które rozpropagowali polityczni spadkobiercy buntowników zza oceanu.

Mamy na świecie „dobro” i „zło”, i taką ocenę stanu rzeczy nazywamy spojrzeniem moralnym na rzeczywistość. Na takim zdrowym podejściu zbudowano Cywilizację Europejską. Wynika ono choćby z sumiennego kierowania się zasadami chrześcijańskimi. Także klasyczna filozofia starożytnych cywilizacji w ten sposób postrzegała świat. Spojrzenie moralne jest więc postępowaniem zgodnym z wartościami, które zbudowały ostatecznie monarchie oraz narody Starego Kontynentu. Postępując w zgodzie z nim, pielęgnujemy naszą kulturę i cywilizację. Tak po prostu czyni każdy Europejczyk żyjący zgodnie z własnym dziedzictwem.

Spojrzenie moralne jest wartością fundamentalną dla Chrześcijańskiej Cywilizacji Europejskiej. Tak samo jak ustrój monarchistyczny czy organizacja własnego społeczeństwa w strukturze spójności etnicznej (z pewnym otwarciem na inne narody Europy i gościnnością względem pozostałych). Odrębność narodowa i językowa jest czymś naturalnym. Wyraża to choćby przedstawiona w „Piśmie Świętym” historia Wieży Babel. Z kolei dzieje opisane w „Księdze Królewskiej”, przyjście do nas Jezusa Chrystusa jako Króla, czy forma ustroju Państwa Watykańskiego pokazują wspaniałość monarchii. Z tym ustrojem wiąże się koncept „Władzy pochodzącej od Boga”. Europejczyk, czy to Polak, czy nie, kwestionujący to, wyrzeka się własnych korzeni. Fakt ten należy przyjąć, bo nie da się już z nim polemizować.

Zarówno „Pismo Święte”, jak i Europejskie Dziedzictwo Przodków, są źródłami dla spojrzenia moralnego, określającego istnienie „dobra” i „zła” w tym świecie. Z tych źródeł także wywodzi się idea władzy monarchicznej oraz naturalność istnienia różnych narodów oraz języków. Tutaj jednak oczywiście trzymam się wątku europejskiego. Być może gdzieś na terenie Starożytnych Chin znano jednocześnie pojęcie monarchii i narodu. Tego kwestionować nie zamierzam. Skupiam się tutaj wyłącznie na tym, co ukształtowało Polaków i Europejczyków. Kwestionowanie moralnego spojrzenia na rzeczywistość wyklucza daną osobę ze społeczności ludzi żyjących w zgodzie z chrześcijaństwem i realnymi wartościami europejskimi. Takie podejście, w dużej większości, niestety reprezentują ci, którzy swoją tożsamość głównie oparli o „ćwiartki” i „osie”.   

Współcześni Europejczycy zostali, w XX wieku, poddawani trendom amerykanizacji. Część z nich padło też ofiarą sowietyzacji. Polacy, Ukraińcy czy Niemcy padli nawet ofiarą obydwu. Większość ofiar sowietyzacji, po upadku ZSRR, natychmiast została poddana amerykanizacji, która dotknęła zarówno państwa związane z NATO czy UE, jak i też niezwiązane z którymkolwiek z tych tworów. Stało się to poprzez ich otwarcie się na „zachodnią demokrację”. Amerykanizacja wyhodowała osobniki, które „żyją tylko chwilą”, niczym jakieś zwierzęta. Poddają się, jak przysłowiowe „lemingi”, bieżącym trendom we wszystkim, co tylko się da. Wyrzekają się przy tym tradycji, która ukształtowała dziedzictwo ich przodków. Stali się więc, niestety, „drzewami oderwanymi od swoich korzeni”.

Przykładem wyżej wspomnianych osobników są młodociani liberałowie. Ich wysyp, z mojej obserwacji, nastąpił po 2015 roku. Trzon tego ruchu stanowią chłopcy. O ile spora ilość dziewcząt żyje zauroczonych socjalizmem, zamerykanizowanym szczyptą hollywoodzkiego feminizmu, o tyle wspomniani chłopcy, w swoim mniemaniu, „stanęli po słusznej stronie”, zostając zwolennikami nowego liberalizmu. Nie jest to jednak konserwatywny-liberalizm, popularny pośród „prawicy mojego pokolenia”, czyli ludzi urodzonych w latach 1980-1990. Tamten ograniczał się jedynie do akcentów liberalnych w sferze gospodarczej oraz prawnej. W innych dziedzinach życia pozostawał konserwatywny. Neoliberalizm, zalewający nas pod 2015 roku, całkowicie odrzuca „europejski konserwatyzm”. Tradycję opisaną powyżej uznaje za „przeżytek”. Jest więc negacją wszystkich fundamentów, na których zbudowana została Europa. Zdaniem takiego neoliberała, moralne spojrzenie na świat, w którym mamy po prostu „dobro i zło” jest „spojrzeniem jednoosiowym”. Proponują oni rewolucyjne „wieloosiowe spojrzenie”, w którym „świat się zmienia”, a wartości najwyraźniej ulegają relatywizacji. Taką właśnie postawę, należy potępić, jako moralnie szkodliwą i całkowicie nam obcą.

Każdy uczciwy człowiek wie, że „prawda jest prawdą”, „dobro jest dobrem”, a „zło jest złem” i tyle. Tu nie ma miejsca na polemikę. Wszystko, co jest „grzechem” – de facto nim jest. Każdy niegodziwy występek, który jest „złem”, nazywać musimy po imieniu. Na tym zbudowano Cywilizację Europy. Dla liberała z Polski, urodzonego po 2000 roku, jest to jednak „problem jednoosiowy”. Swój światopogląd nie opierają ani na „Piśmie Świętym”, ani na Europejskim Dziedzictwie, tylko na internetowych testach przyporządkowujących ludzi do „ćwiartek” znajdujących się na przecięciu „osi”. System klasyfikacji „osi i ćwiartek” opiera się o test, po którego wypełnieniu zostaje nam „przypisana” jakaś doktryna polityczna. W tym teście oś pozioma odpowiada za „prawicę” i „lewicę”, zaś pionowa za „autorytaryzm” i „libertarianizm”. Ten podział dzieli płaszczyznę na „cztery ćwiartki”, w której „prawa górna” (prawicowo-autorytarna) ma kolor niebieski, „lewa górna” (lewicowo-autorytarna) ma kolor czerwony, „prawa dolna” (prawicowo-libertariańska) ma kolor żółty, zaś ostatnia, „lewa dolna” (lewicowo-libertariańska), ma kolor zielony. Dlaczego krytykuję ten sposób klasyfikacji? Bo to „dziecinada” nie oparta się o nasze wartości!

Termin „prawicy” i „lewicy” powstał w XVIII wieku w Europie. Związany był z wydarzeniami poprzedzającymi rewolucję we Francji. Po stronie „prawej” ulokowani byli zwolennicy króla i chrześcijańskich zasad. Po stronie „lewej” republikańscy buntownicy i rewolucjoniści. USA powstały na wartościach tej właśnie „lewicy”, bo dla „prawdziwej prawicy” nigdy nie było tam miejsca. Ta została bowiem „wygnana z Ameryki” wraz z ostatnimi żołnierzami Jego Królewskiej Mości. Pewnymi elementami realnej „prawicy” byli w Ameryce „lojaliści”. Byli to ludzie lojalni wobec osoby panującego króla. Amerykańscy „lojaliści” byli niestety prześladowani jako „zdrajcy”, bo w jakobińskim mniemaniu, nie opowiedzieli się po stronie samozwańczego „nowego narodu”. Nie był to jednak prawdziwy naród, bowiem ten jest wspólną ludzi o takiej samej historii i pochodzeniu. Chrzest jest czymś, co także łączy narody w Europie. Za oceanem tak nie było. Amerykanie to tak naprawdę, wykreowana z potrzeby chwili, zbieranina różnych narodowości połączonych jedynie ideą „rewolucji amerykańskiej”, która postanowiła założyć swoje państwo. W świetle tych faktów, realna „prawica”, w czasach powstawania USA, była tam prześladowana. Kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach, podobne wewnętrzne prześladowania cierpieć będą polscy realiści, przeciwni „szaleństwom powstańczym” XIX wieku. Sama idea USA ma więc korzenie lewicowe.

Klasyfikacja we wspomnianych testach kompletnie nie uwzględnia (chrześcijańskiej) europejskiej tradycji, lecz (rewolucyjną) amerykańską. Jej „prawa” i „lewa” strona nie są powiązane z sympatiami do monarchii lub demokracji, lecz do gospodarczego liberalizmu lub socjalizmu. Amerykanie mają jednak wypaczone pojęcie „prawicy”, która ograniczają jeno do surowszych zasad obyczajowych (choć nie w kwestii rozwodów) i większej ilości wybranych swobód obywatelskich. Amerykańska „lewica” jest bardziej frywolna obyczajowo (choć w sprawie rozwodów nie bardziej niż „prawica”), i także walczy większą ilość (istotnych dla niej) swobód obywatelskich. Z kolei, również wbrew naszej tradycji, pionowa „oś” klasyfikuje testowanych jako „autokratów” i „libertarian”, przy czym to też nie wiąże się z sympatiami do różnych ustrojów politycznych. Dotyczy tylko większego lub mniejszego ograniczania swobód różnych obywatelskich, bez ich moralnej oceny. Takie klasyfikowanie jest więc obce Chrześcijańskiej Cywilizacji Europejskiej. Metoda „osi i ćwiartek” kreuje (niestety) „nowego człowieka” postępującego według spuścizny „rewolucji amerykańskiej”. Jest to więc zakamuflowana próba wykorzenienia Polaków z Polskości, a Europejczyków z Europejskości. Wszystko to w ramach dostosowania ich do standardów kraju budowanego przez wojujących judeoprotestantów, wrogów monarchii, państwa narodowego i wojujących wolnomularzy (wszyscy główni „Ojcowie USA” to byli ideowi masoni). W ten sposób bezczelnie „przerabiają nas na jankesów” przy nieświadomej aprobacie większości. Dlatego temu należy się przeciwstawić stosując tylko klasyfikacje uwzględniające nasze tradycje.

Zwolennicy teorii Feliksa Konecznego powinni dostrzec fakt, że USA nie mają nic wspólnego z „cywilizacją łacińską”. Ta opiera się o wiarę katolicką, antyczną filozofię grecką i o prawo rzymskie. USA natomiast zbudowano na judeoprotestantyzmie, filozofii rewolucjonistów dobry oświecenia oraz prawie anglosaskim. Nie jest to więc „cywilizacja łacińska”, ale zupełnie inna, którą określić można mianem „atlantyckiej”. Początki USA wiązały się z prześladowaniem wiary katolickiej. Katolików określano tam pogardliwym mianem „papistów”. Liderzy nowopowstającego kraju pochodzili z anglosaskich lub anglofilskich środowisk protestanckich. Z tego względu obecnie określani są jako WASP, czyli White Anglo-Saxon Protestants. Lidzie ci często pogardzali katolickimi Meksykanami. Amerykanie wymyślali liczne, pseudonaukowe, „teorie rasowe”, uważające Meksykan za „gorszych od nich podludzi”. Teorie te były fałszywe z tego względu, że wielu Meksykan miało także pochodzenie europejskie. Nie było ono jednak anglosaskie, ale iberyjskie, czyli klasyfikujące ich wprost do „rasy białej”. Statystycznie ciemniejsza karnacja Latynosów, względem Anglosasów, wynikała natomiast z opalenia skóry w mocniej nasłonecznionym klimacie, a nie z jakiejś wyimaginowanej „odrębności rasowej”. Analizując to, USA to kraj budowany na rasistowskich teoriach eugenicznych, antykatolickim protestantyzmie, wrogości do monarchii (w tym papiestwa) i pogardzie dla krajów typowo łacińskich. Nie ma to więc nic wspólnego z „cywilizacją łacińską”. Środowiska z Polski, sympatyzujące z neoromantyzmem, które popierają USA, wycierając sobie przy tym usta „cywilizacją łacińską”, są albo niedouczone, albo perfidnie manipulują faktami dla własnych korzyści. Same teorie „osi i ćwiartek” swoje założenia czerpią z tychże wzorców obcych dla cywilizacji określanej jako „łacińską”. Polacy, aby pozostać sobą, muszą je więc odrzucić.

            Światopogląd zwolenników „osi i ćwiartek” często cechuje agresywny progresywizm rewolucyjny. Jest on także obcy Chrześcijańskiej Tradycji Europejskiej. Swoje tezy budują w oparciu o założenie, że „świat się zmienia”, a więc wszystko, co tradycyjne, należy odrzucać jako „zacofane”. Tak samo jak zwolennicy rewolucji amerykańskiej, antyfrancuskiej czy bolszewickiej. Spojrzenie na świat w kategoriach moralnych, w których istnieje podział na „dobro” i „zło” jest dla nich także „zacofaniem”. Młodociani, zamerykanizowani liberałowie, przyjęli ten światopogląd. Nie kierują się „wartościami trwałymi”, ale jedynie tym, co obecnie „jest na czasie”. Nie są więc ludźmi gotowymi bronić, jak nasi przodkowie, jakichkolwiek wartości. Dla nich wszystkie „dotychczas uznawane” wartości muszą z czasem „ustępować” jakimś „nowym”, w ramach „stale zmieniającego się świata”. W ten sposób ofiara, jaką ponieśli obrońcy Polskości wiele lat temu, za sprawą tej ideologii, została poniesiona na marne. Przez „ideologię neoliberalną”, oraz te całe „osie i ćwiartki” może się okazać, że ofiara naszych przodków, poniesiona w walce o obronę Polskości będzie daremna, gdyż ojczyzna wszystkich polskich pokoleń zostanie zamerykanizowana, po wcześniejszym pozbyciu się dla niej „europejskiej konkurencji” (w postaci choćby „germanizacji”). Wszystkie te głupoty trzeba więc odrzucić, aby zachować resztki naszego dziedzictwa.

Ślepe kierowanie się zasadą, że „świat się zmienia”, jest w dalszej perspektywie niebezpieczne. Każde „dobro” jest „dobrem na zawsze”, a każde „zło”, jest „złem na wieki”. Wszystko, co „dobre” lub „złe”, jest takie, bez względu na czas i miejsce. Kwestionowanie tego otwiera ludzi na niebezpieczny relatywizm moralny. Ten z czasem może doprowadzić do powszechnej akceptacji niewyobrażalnie złych rzeczy, które mogą ostatecznie doprowadzić nas do zagłady. Kierując się jedynie zasadą, że „świat się zmienia”, możemy cofnąć się bo prymitywnych czasów barbarzyńskich, w których mordowanie, gwałcenie czy hołdowanie własnym dewiacjom, staje się powszechnie akceptowalne. Agresywny progresywizm jest więc zaprzeczeniem fundamentom na jakich zbudowano Europę. Relatywizacja wszystkiego możne doprowadzić do powszechnej akceptacji „zła”, ostatecznie niszczącego każdego człowieka. To, że „zło pozostaje złem” jest faktem, którego nie podważa w żadnej mierze argument, iż „czasy się zmieniają”. Niektóre wartości muszą pozostać nienaruszone, aby nie skazać nas wszystkich na samozagładę. Relatywizm, z racji postępu czasu, należy odrzucić.

Sama koncepcja „osi i ćwiartek” jest też dziecinadą. Sprowadza ona ważny problem, oceny światopoglądu danej osoby, do punktu odpowiednio oddalonego od przecięcia się dwóch osi na wykresie. Przypomina mi to sytuację z grą planszową Juden Raus!, wydaną w III Rzeszy. Parafrazując niemieckich polityków tamtych lat, że tamta gra „trywializowała problem poprzez sprowadzenie go do rzutu kostką” możemy stwierdzić, że dziś „osie i ćwiartki” wprost „trywializują ludzki światopogląd do kropki umiejscowionej w jednym z czterech kwadratów”. W ten sposób merytoryczna debata, polegająca na faktycznym sporze światopoglądowym, zostaje zastąpiona deklaracjami o czyjejś pozycji na „jednej z czterech ćwiartek”. W ten sposób poważna sprawa zostaje sprowadzona do zwykłej „dziecinady”. Obecna sytuacja jest zbyt poważna, by trywializować naprawdę istotne sprawy.

Podsumowując, mamy na świecie „dobro” i „zło”, których moralna ocena jest niezmienna bez względu na czas i miejsce. Relatywizacja tego faktu może doprowadzić nas do powszechniej akceptacji rzeczy „obiektywnie złych”, co prędzej czy później prowadzi całe społeczności ku ich samozagładzie. Europa to kontynent zbudowany na znacznie wyższych wartościach niż Stany Zjednoczone Ameryki. Tradycje krajów europejskich powiązane są ze spojrzeniem moralnym wynikającym z chrześcijaństwa, ustrojem monarchicznym opartym o koncepcję, że „władza pochodzi od Boga” oraz strukturą społeczną opartą o spójność narodową w danym kraju. Stany Zjednoczone Ameryki zostały zbudowane na założeniach kwestionujących te wszystkie wartości, dokładając do tego pseudonaukowe teorie rasistowskie przeciwko oponentom tamtejszych decydentów. Sprowadzanie oceny światopoglądowej ludzi do testu na „osie i ćwiartki”, opartego kryteria o obce naszemu dziedzictwu, trywializuje merytoryczną debatę do „dziecinnego” przypisania każdemu punktu w jednym z czterech kwadratów o różnych kolorach. Bądźmy więc poważni.

 

Pozdrawiam,

Piotr Marek

niedziela, 15 maja 2022

Groźba wojny wewnątrz Polski w 2022 roku

 

Groźba wojny wewnątrz Polski w 2022 roku

 

Realizowana przez „krajowy rząd” i „systemową opozycję” polityka emigracyjna może całkowicie rozsadzić państwo od środka. Polska roku 2022 może skończyć jak Hiszpania roku 1936. Gospodarka jest przeciążona przywilejami socjalnymi, przez co grozi nam krach. Odbudowanie jej wymaga uwolnienia od wszystkich zbędnych świadczeń oraz usunięcia przepisów blokujących inicjatywy dla przedsiębiorców. Bezmyślność decydentów doprowadziła do nadmiernego uprzywilejowania mniejszości ukraińskiej względem Polaków. Gdyby specjalne przywileje socjalne dla mniejszości ukraińskiej były natychmiast cofnięte – szok dla niej tym wywołany mógłby ją zradykalizować. To wiąże się z ryzykiem odwetu ich na Polakach. Ofiarą potencjalnej zemsty zapewne nie padłby nikt z głównych winowajców. Atakowane byłyby najprościej dostępne cele. Byliby to zwykli ludzie, którzy nie są winni zaistniałej sytuacji. Demokratyczny tłum, w rządzy swego odwetu, jest ślepy. Przez to dokonuje osądów niesprawiedliwych. Krzywdzi tym samym niewinnych. Taki scenariusz niestety nam grozi. Jeżeli nic z tym nie zostanie zrobione, istnieje poważne ryzyko wojny domowej.

Przypadek zemsty mniejszości etnicznej, której nagle cofnięto przywileje, zna polska historia. Przykład taki opisał zmarły felietonista i intelektualista Iwo Cyprian Pogonowski. Gdy w Rzeczypospolitej cofnięto przywileje mniejszości żydowskiej, zrównując ją tym samym z Polakami, ta rozwścieczona zbiegła ze swoim kapitałem, zarobionym w Polsce, do Prus, celem odwetu. W ramach zemsty finansowała tam lobby inicjujące pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej. Mniejszość żydowska, pomimo zdobytego materialnego bogactwa, nie była jednak zmilitaryzowana. Potrzebowała wykorzystać do swojego celu podmiot mający możliwość rozwoju własnego potencjału militarnego. Państwa takie jak Rosja czy Austria miały już w tamtych czasach ugruntowaną pozycję na arenie międzynarodowej. Były też zajęte ciągłymi walkami z Imperium Osmańskim. Prusy z kolei były wtedy na dorobku. Z tego zapewne względu wybór, chcącej odwetu na Polakach mniejszości, padł na to państwo. Tego jednak z się systemowego podręcznika nie dowiemy.

W 2022 roku mamy nieco inną sytuację. Bezmyślni obywatele Polski sami zaoferowali bezpłatne kursy strzeleckie dla mniejszości ukraińskiej. Pytanie tylko, po co? Przecież w Polsce wojny nie ma. Do kogo mają zatem strzelać? Innymi słowy, głupcy dali im możliwość zbrojnego zorganizowania się polskim kosztem. Decydenci krajowi powinni myśleć zawsze, w pierwszej kolejności, o Polakach. To ich bezpieczeństwo powinno być dla nich priorytetem. Dobro narodu zostało jednak odłożone, nie pierwszy raz z resztą, w tym kraju na bok. Górę wzięła prywata w postaci koniunkturalnej pogoni za przyklaskiem ze strony systemu demoliberalnego oraz wpływowych środowisk z państw anglosaskich. Oliwy do ognia dolewa fakt, że rząd z systemową opozycją nie robią nic, aby sami Polacy mogli się dozbrajać. Służby i wojsko także wspierają polityków w utrzymaniu tego stanu rzeczy. Nie kierują się dobrem narodu, któremu mają służyć, ale własnym prywatnym interesom. Z jednej strony Polacy są obciążani przepisami blokującymi im łatwy dostęp do broni palnej. Z drugiej strony Ukraińcy w Polsce mają bezpłatne kursy obsługi tejże broni. To wszystko, razem skumulowane, może mieć fatalne dla narodu skutki. Ten stan rzeczy należy natychmiast zmienić, aby uniknąć grożącej nam tragedii.

Przekaz medialny w Polsce dodatkowo nakręca tendencje do agresji w społeczeństwie. Przekazywane w serwisach informacyjnych treści, choćby z TVP, czy RMF FM, podjudzają ludzi do nienawiści względem wskazanych przez nie „wrogów”. Zgromadzone w ludziach pokłady gniewu mogą pchnąć ich do czynów, których skutki mogą być tragiczne i nieodwracalne. Ofiarą agresywnej retoryki systemu demoliberalnego padł pan Siergiej Andriejew, Ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce, który 9 mama 2022 roku został oblany czerwoną farbą. Do tego haniebnego ataku przyznała się ukraińska dziennikarka Iryna Zemliana, która nadal, o zgrozo, przebywa na wolności. Każdy atak na dyplomatę w cywilizowanym kraju uchodzi za akt wyjątkowego barbarzyństwa. Czyn taki jest karygodny w cywilizowanym świecie zbudowanym na chrześcijaństwie, łacińskim prawie i klasycznej filozofii. Decydenci w Rzeczpospolitej Polskiej nie zrobili nic aby powstrzymać i ukarać osobę dokonującą tego haniebnego czynu. Tym samym dali całemu światu przekaz, że Polska to kraina bezprawia! W konsekwencji tego barbarzyństwa, 11 maja 2022 roku, polska ambasada w Rosji została oblana czerwoną farbą. Celem odwetu, za czyn obcej aktywistki, stał się podmiot polski. To może poskutkować także chęcią odwetu na mniejszości ukraińskiej ze strony podżegaczy wojennych z Polski. Tym sposobem naród może zostać wciągnięty w konflikt nie we własnym interesie.

Miejmy na uwadze także możliwość, że atak na ambasadę Rzeczypospolitej mógł być dziełem prowokatorów, którym zależy na wciągnięciu Polski w otwarty konflikt z Rosją. Twardych dowodów na to jednak nie mamy. Jeżeli takowe jednak istnieją, mogą zostać zatuszowane. Zdarzenia te zbiegają się, raczej nieprzypadkowo, z wieloletnią obecnością wojsk amerykańskich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej. Według antysystemowych działaczy wojska amerykańskie ulokowane są w pobliżu cennych pokładów polskich surowców. Chciwy cudzego Wujek Sam, jak wiadomo, ostatnio chętnie „szerzył demokrację” tylko tam, gdzie można było łatwo zrabować „czarne złoto”, czyli ropę naftową. Polska i Ukraina są bogate w przeróżne cenne surowce. Decydenci z USA mogą mieć zatem w planach zawłaszczenie ich dla siebie. Sprowokowany tutaj konflikt, stłumiony przy użyciu ich wojsk, pozwoli im zrealizować ten cel. Polska, której opinia demoliberalnego świata przyprawi miano „krainy bezprawia”, może ostatecznie skończyć jako podmiot rozegrany między Stany Zjednoczone Ameryki oraz Rosję. Ostatecznie Polacy, skłóceni wewnętrzną waśnią z Ukraińcami, mogą stać się niewolnikami pozbawionymi swoich surowców oraz ziemi. Tego tragicznego losu możemy jednak uniknąć. Nie wolno tylko Polakom dać się sprowokować do jakiejkolwiek wojny. Wtedy jakoś ojczyzna nasza przetrwa ten trudny dla niej czas.

  Polsce grozi wojna na jej własnym terytorium. Stronami tego potencjalnego konfliktu byliby zapewne Polacy i Ukraińcy. Jeżeli sytuacja wymknęłaby się spod kontroli, wszystko mogłoby się rozszerzyć o zmagania jakiś „zielonych ludzików” z amerykańskim wojskiem. Konsekwencją tego może być utrata przez Polskę własnej ziemi i surowców. Tego „czarnego scenariusza” możemy uniknąć dbając tylko o własny interes i bezpieczeństwo. Nadmiar imigrantów systematycznie należy odsyłać z Polski w inne, bezpieczne miejsce. Obciążenia socjalne musimy zlikwidować. Uwolnić trzeba gospodarkę. Ułatwić dostęp do broni palnej dla każdego Polaka. Tworzyć należy oddolne, samorządowe oddziały ochotnicze, broniące własnej ziemi w miejsce służby poborowej, w której człowiek staje się marionetką w rękach systemu. Realizacja tych postulatów będzie jednak możliwa jedynie po odsunięciu od decyzyjności obecnej „ekipy rządzącej” wraz z „systemową opozycją”. Odwrócenie niekorzystnej sytuacji jest całkiem realne, ale do tego Polacy sami muszą zacząć myśleć.

 

Pozdrawiam,

Piotr Marek

niedziela, 8 maja 2022

Monarchia jako gwarant pokoju i wolności

Monarchia jako gwarant pokoju i wolności 


Dokonana po I Wojnie Światowej demokratyzacja Europy nie przyniosła trwałego pokoju. Wręcz przeciwnie, była przyczyną zaognienia sytuacji na Starym Kontynencie. Pozbycie się monarchii w Rosji i w Niemczech doprowadziło do powstania systemów totalitarnych. Przepychanki pomiędzy totalitarnymi i demokratycznymi republikami, finansowanymi przez kapitał amerykański, doprowadziły do wybuchu kolejnej, jeszcze tragiczniejszej II Wojny Światowej. Mimo tego anglosaskie elity polityczne dalej eksportują rewolucję demokratyczną na wschód. Niesie to za sobą tragiczne konsekwencje. Politycy amerykańscy (oraz zainspirowani nimi czerwoni lub pomarańczowi republikanie europejscy) nie chcą przyznać, że ich antymonarchistyczna obsesja niesie za sobą śmierć i zniszczenie. Taka postawa irracjonalnego zaślepienia ideologią jest charakterystyczna dla wszystkich obłąkanych rewolucjonistów. Niestety tacy szaleńcy mają wpływ na stanowienie praw krajowych i międzypaństwowych. Jeśli nie będą oni odsunięci od władzy, ich działania będą nieść za sobą kolejne nieszczęścia. Jedynie odrodzenie się europejskich monarchii, mających realny wpływ na stanowienie praw, może skutecznie powstrzymać to szaleństwo.

24 lutego 2022 roku media przekazały nam informację o rozpoczęciu wojny na Ukrainie. Politycy rosyjscy oraz amerykańscy przepychają się we wzajemnych oskarżeniach o doprowadzenie do tego konfliktu. Przyczyna tej wojny tkwi jednak w wydarzeniach roku 1917. To typowa fatalna konsekwencja demokratyzacji Europy. Gdyby Rosjanie, Białorusini oraz Ukraińcy nadal żyli zjednoczeni pod berłem carskim, nadal byłby dziś pokój pomiędzy tymi wschodnimi Słowianami. Monarchia Romanowów jednak została zniszczona w 1917 roku. Skutkiem tego było powstanie komunistycznego państwa totalitarnego. Rozpad ZSRR, po kilkudziesięciu latach, na kilka pomniejszych, wieloetnicznych systemów demokratycznych, stał się zarzewiem nowych konfliktów. W większości z tych republik faktyczne rządy sprawują służby oraz finansowi oligarchowie, którzy uzależnili od siebie wielu polityków. W Carskiej Rusi taka sytuacja byłaby niemożliwa. Monarchia posiada skuteczne narzędzia do powstrzymania mafii, pyszałkowatych oligarchów oraz polityków przed ich szalonymi zapędami. Czy zatem proklamowanie „Wielkiej Rusi” (pod berłem carskim), jak niegdyś Wielkiej Brytanii (pod wspólną koroną królewską), dałoby trwały pokój pomiędzy Rosją, Ukrainą i Białorusią? Tego wykluczyć nie można. Tym bardziej, że w trakcie tejże wojny, według kilku źródeł, Maria Romanowa oferowała aktywną pomoc dla wielu jej ofiar, często wbrew interesom rosyjskich oraz ukraińskich decydentów.

Zamerykanizowani ludzie, zaślepieni mitem demoliberalnej rewolucji, nie są w stanie dostrzec możliwości, jakie daje europejskim narodom ustrój monarchistyczny. Nie wiedzą bowiem, że monarchizm jest dla narodów Europy czymś naturalnym. Monarchia jest dla nich częścią ich tradycji. Czynnikiem kształtującym ducha narodowego, mającym swoje korzenie w chrześcijaństwie oraz dziedzictwie ich przodków. Wspomnianym wyżej ludziom „wolność” pomyliła się z systemem demokratycznym. Takie osobniki niczym nie różnią się od bolszewików, którzy to z kolei „wolność” utożsamili z komunizmem. Sama współczesna demokracja odbiera ludziom bardzo dużo prawdziwej wolności. Raz, często przeradza się w socjalizm, który stopniowo pozbawia ludzi godziwych warunków do samodzielnej egzystencji. Dwa, republika demokratyczna zmusza ludzi do życia w systemie, który sam z siebie tonie w coraz bardziej absurdalnych przepisach. Narody Europy swoją wolność zawdzięczały właśnie monarchiom. Odbierając im koronowanych władców, skazali je na niewolę partii politycznych, układów, złodziejskich danin oraz irracjonalnych przepisów. 

Podręczniki oraz media jednogłośnie wmawiają wszystkim, że upadek „zaborczych monarchii” był jedyną możliwą drogą do odzyskania przez Polskę wolności. Jest to nieprawda. Była to tylko jedna z opcji, która w dodatku dała podstawy do tragedii września 1939 roku. Naziści nie mieliby bowiem władzy, gdyby nadal rządził Kaiser. W XIX wieku Polacy nie raz mogli odzyskać wolność na drodze „pracy u podstaw”. Wszystko to jednak rujnowały kolejne rewolucje, określane w mediach i podręcznikach mianem „powstań”. Odrodzona Polska, po 1918 roku, została ostatecznie demokratyczną republiką. W Europie każdy system demokratyczny, ze swej natury, jest stopniowo kolonizowany politycznie przez angloamerykański zachód oraz przeróżne, często kosmopolityczne, środowiska lewicowe. Co prawda narodowcy wygrali pierwsze, ideowe wybory po 1918 roku. Jednak już w następnych ulegli już opcjom skierowanym w lewo. Te zaś realizowały faktycznie nie polskie, ale radzieckie tudzież zachodnie interesy. Taka właśnie jest pułapka demokracji. Z pozoru wolność. W praktyce niewola partii, układów, tyrania mniejszości i absurdalnych przepisów. Tylko odrodzenie na drodze monarchii dałoby Polsce najwięcej wolności.

Niemal identyczna sytuacja była po 1989 roku. Parlament początków III RP był na swój sposób „demokratyczny”. Kolejne jego kadencje przynosiły jednak coraz to nowsze mechanizmy utrudniające wejściu do niego inicjatyw oddolnych. Jak się okazało, system szybko się zdegenerował. Demokracja z czasem staje się areną do swawoli dla przeróżnych, egoistycznych cwaniaczków, których dawne królewskie rody chętnie zaganiały do uczciwej pracy. Wspominane przez Grzegorza Brauna „mafie, służby i loże” stanowią faktyczną wewnętrzną dekadencką elitę każdej republiki. Naród w takim systemie staje się zakładnikiem partii politycznych oraz amerykańskich oligarchów wspieranych przed klany bankierskie (głównie żydowskie, jak np. Rothschildów) czy Wall Street. Analizując to wszystko trzeba niestety stwierdzić, że w 1918 roku naród polski nie uzyskał upragnionej wolności. Polacy przeszli płynne spod panowania zaborców do niewoli międzynarodowych układów mafijnych, przejmujących automatycznie władzę, wraz z nastaniem demokracji.

Demokratyzacja Europy nie przyniosła nikomu na Starym Kontynencie pokoju i wolności. Polityka prezydenta USA Thomasa W. Wilsona, przeciwnika „koncepcji władzy pochodzącej od Boga,” realizowana po 1918 roku, doprowadziła do powstania systemów, które wraz z amerykańskim kapitałem, wywołały II Wojnę Światową. Wszystkie wojny, od tych z końca XX wieku, po tę na Ukrainie, to konsekwencje upadku monarchii, stanowiących czynnik powstrzymujący liczne, w tej części świata, zarzewia konfliktów zbrojnych. Gdyby Habsburgowie dalej władali swoim państwem, najpewniej nie byłoby dziś tragicznej historii Serbów, Chorwatów i Bośniaków. Gdyby Kaiserowie nadal rządzili w Niemczech, kobiety z ich miast nie byłyby dziś masowo napadane i gwałcone. Polska będąca królestwem nie byłaby skazana na obecną inflację oraz przepychanki polityczne. Romanowowie nie pozwoliliby zabijać się wzajemnie Rosjanom, Ukraińcom i Białorusinom. Wszystkie te tragedie nie miałby miejsca, gdyby nie demokratyzacja Europy po 1918 roku.

 

Pozdrawiam,

Piotr Marek